W Polsce, tak jak we wszystkich krajach postkomunistycznych, prywatyzacja wzbudza wielkie emocje. Przyczyna jest oczywista - majątek o dużej wartości, choć trudnej do jednoznacznego określenia, jest sprzedawany przez urzędników ministerialnych. Zawsze można powiedzieć, że cena jest za niska, że sprzedano spółkę nieodpowiedniemu inwestorowi, który nie gwarantuje jej właściwego rozwoju.Badania opinii publicznej pokazują, że większość społeczeństwa w zasadzie prywatyzację popiera, ale łatwiej jest mobilizować "przeciwników wyprzedawania narodowego majątku" niż zwolenników przyspieszenia procesu przekształceń własnościowych. Ministrowie odpowiedzialni za prywatyzację byli w ostatnich 10 latach najczęściej atakowani przez polityków i media. Doświadczył tego pionier prywatyzacji Janusz Lewandowski, polityk SLD Wiesław Kaczmarek, a ostatnio - Emil Wąsacz.I tak pewnie będzie jeszcze przez kilka lat, niezależnie od tego, czy ministrowie dobrze wykonują swoje zadania, czy też nie. Przy prywatyzacji bowiem nigdy się wszystkich nie zadowoli. Jedni będą ministrowi zarzucać, że zbyt szybko sprzedaje aktywa inwestorom zagranicznym, inni wskazywać na opóźnienia w przekształceniach, jeszcze inni narzekać na to, że wpływy z prywatyzacji przeznaczane są na niewłaściwe cele. Choć przecież za wykorzystanie prywatyzacyjnych pieniędzy minister skarbu nie odpowiada.Najważniejsze jednak, że mimo niesprzyjającego klimatu społecznego i politycznego prywatyzacja postępuje. Można powiedzieć, że jest na półmetku. została sprywatyzowana większość banków i instytucji ubezpieczeniowych, cały przemysł samochodowy, stoczniowy, cementowy, elektroniczny. W ubiegłym roku do państwowej kasy wpłynęło z prywatyzacji 13 mld zł (3,5 mld USD), w tym roku rząd planuje 20 mld zł (5 mld USD).Prywatnego właściciela zyskał jeden z największych polskich banków - Pekao SA, a także Bank Zachodni i największy ubezpieczyciel - Powszechny Zakład Ubezpieczeń. Rozpoczęto prywatyzację monopolisty na rynku telekomunikacyjnym - spółki TP SA, drugiej co do wielkości w Polsce elektrowni Pątnów-Adamów-Konin, Polskiego Koncernu Naftowego i przewoźnika lotniczego - PLL LOT.W tym roku Ministerstwo Skarbu ma zamiar sprzedać kolejny pakiet akcji TP SA oraz koncernu KGHM Polska Miedź. Rozpocznie się prywatyzacja kilku firm handlowych, takich jak Metalexport, Minex, będzie kontynuowana prywatyzacja Rolimpeksu. Być może znajdzie się inwestor dla przynajmniej jednej wielkiej huty żelaza, dla Rafinerii Gdańskiej, kilku elektrociepłowni.Dzięki prywatyzacji polska gospodarka, po kilku miesiącach zwolnienia tempa, w końcu 1999 roku znów przyspieszyła. Niebagatelną rolę odegrało zapewne to, że prywatne firmy potrafią znacznie lepiej konkurować na rynku polskim i zagranicznym, wprowadzają nowe produkty i technologie, obniżają koszty i zwiększają efektywność. Same dbają o finansowanie koniecznej restrukturyzacji. Państwo sprzedając je, pozbywa się kłopotów i w dodatku osiąga znaczne wpływy do budżetu.Te wpływy budzą zresztą największe namiętności. Przeciwnicy ministra Emila Wąsacza, wśród których część jest po prostu przeciwna samej zasadzie prywatyzacji, oskarżają rząd o to, że przejada narodowy majątek. Wpływy z prywatyzacji finansują deficyt budżetowy, a więc pośrednio wydatki socjalne państwa. Ale główną przyczyną utrzymywania się deficytu budżetowego są wprowadzane reformy społeczne, przede wszystkim reforma systemu ubezpieczeniowego. Tworzenie funduszy emerytalnych sprawia, że zmniejszają się wpływy do kasy socjalnej, czyli ZUS. Powstałą w ten sposób dziurę musi pokryć rząd i nie byłoby to możliwe bez dochodów z prywatyzacji. Ale przynajmniej część ze sprzedanego majątku narodowego znajdzie się w taki czy inny sposób na prywatnych kontach wielu milionów obywateli, którzy postanowili przystąpić do programu funduszy emerytalnych.Przeciwnicy działań ministra Wąsacza powinni wziąć pod uwagę fakt, że wykorzystanie dochodów prywatyzacyjnych do budowy systemu emerytalnego oznacza, iż będzie spełniony jeden z postulatów "Solidarności" - upowszechnienie własności.Jeżeli utrzyma się założone tempo prywatyzacji, to za 3-4 lata większość majątku państwowego zostanie sprzedana. Wówczas, wpływy z prywatyzacji, zasilające budżet państwa, gwałtownie się skurczą. To jest dla rządu poważny problem. Ma on nadzieję, że przez kilka najbliższych lat będzie w stanie zakończyć kilka ważnych reform i utrzymać wysokie tempo wzrostu PKB. Zresztą, wkrótce Polska będzie mogła w większym niż dziś stopniu korzystać z funduszy pomocowych Unii Europejskiej.

Witold Gadomski

publicysta "Gazety Wyborczej"