Z Markiem Borzestowskim, prezesem Wirtualnej Polski, rozmawia Tomasz Muchalski

Dlaczego Wirtualna Polska zdecydowała się na współpracę z Prokomem?Kiedy rozpoczęliśmy poszukiwanie krajowego inwestora, zainteresowanych współpracą z Wirtualną Polską było kilka firm, takich jak fundusze inwestycyjne czy duży dom software'owy. Prowadziliśmy z tymi firmami rozmowy. Było to pod koniec 1998 r. Wycena spółek internetowych jest bardzo trudna i polskie firmy doradcze nie miały doświadczenia z takimi podmiotami. Naszą największą wartością jest wiedza, know-how, brand, który wykreowaliśmy na rynku, i liczba użytkowników. W określeniu wartości Wirtualnej Polski pomogły wcześniejsze wyceny telefonii komórkowej. Tego typu spółki wycenia się m.in. na podstawie liczby użytkowników. Równolegle z poszukiwaniem w kraju szukaliśmy inwestora za granicą. W procesie tym pomocny okazał się DM Penetrator, który na początku 1999 r. nawiązał kontakt z firmą Intel. Jednak, by skutecznie działać na rynku polskim, był nam potrzebny także bardzo silny partner lokalny. Poszukiwania zaczęliśmy od firm z branży IT, czyli polskich domów software'owych, których mamy trzy: Softbank, Prokom i ComputerLand. Ostatecznie sfinalizowaliśmy negocjacje z firmą Prokom.W jaki sposób pozyskali Państwo jako inwestora firmę Intel?Intel jest jedną z największych firm na świecie, siódmą pod względem wyceny. Jest gigantem w dziedzinie IT, sprzedaje najwięcej produktów przez internet. Fakt, iż działamy na rynku polskim i mamy polskiego partnera nie zwalnia nas z obowiązku konkurowania z globalnymi firmami typu Yahoo! czy Altavista. W czasie gdy w kraju startował internet, nie było dostępu do żadnych porządnych serwisów informacyjnych. Większość użytkowników sieci korzystała wtedy z Yahoo! Dzisiaj WP, oferując darmową pocztę, serwisy wyszukiwawcze itd., ma takie same usługi, jak portale amerykańskie. Działając lokalnie, musimy konkurować z firmami z USA. Łącza z USA są przeciążone, a co za tym idzie nasza oferta jest szybsza i jest w języku polskim. Konkurencja jest już globalna i dlatego musimy mieć partnera globalnego. Liczymy, że wejście Prokomu da nam dostęp do pierwszej ligi firm informatycznych w kraju, natomiast Intel jako inwestor będzie nam umożliwiał konkurencję na rynku globalnym. Rozmowy z Intelem były bardzo długie. Statystyki mówią, że tylko 3 na 100 projekty inwestycyjne z firmą Intel są realizowane. Jesteśmy pierwszą firmą z Europy Środkowej z polskim kapitałem, w którą zainwestował Intel.Ile Intel zapłacił za 6-proc. pakiet akcji Wirtualnej Polski?Jest to objęte tajemnicą umowy inwestycyjnej.Czego oczekują Państwo po obu inwestorach?Od Intela oczekujemy dostępu do nowoczesnych technologii. Pojawiają się one w kraju z pewnym opóźnieniem. Od początku istnienia bazowaliśmy na serwerach opartych na architekturze Intela. Teraz liczymy na dalszy dostęp do tych technologii. Oczekujemy informacji z zakresu tworzenia strategii electronic commerce i pomocy w działaniach marketingowych. Z kolei Prokom zatrudnia obecnie kilkuset informatyków i prowadzi największe projekty informatyczne w kraju. Przyglądaliśmy się im z bliska i widać, że doświadczenie, jakie mają kadry zarządzające Prokomu jest imponujące. Prokom dysponuje również bardzo rozbudowaną listą klientów, którzy w naturalny sposób będą oczekiwać od niego rozwiązań internetowych. W ten sposób mamy dostęp do nowych rynków. Dochodzą do tego zasoby finansowe, jakie posiada Prokom na rozwój internetu i oczywiście postać prezesa z jego wizją rynku informatycznego.Jaki ma być docelowy akcjonariat Wirtualnej Polski?Na pewno Prokom nie będzie miał więcej udziałów w firmie niż Centrum Nowych Technologii. Wywodzimy się ze środowiska akademickiego. Szansę na sukces widzimy tylko w zwartym zespole, który nie składa się z pracowników najemnych, ale posiada udziały w firmie. Dlatego przewidujemy przekazanie 6% akcji pracownikom.W jaki sposób zamierzają Państwo utrzymać pozycję na rynku?Pierwsze kroki zostały już podjęte - zdobyliśmy inwestorów. W oparciu o ich wiedzę i zasoby finansowe będziemy budować strategię firmy na przyszłość. Rozwój portalu jest naturalnie wytyczany przez to, co się dzieje na świecie. Chcemy dać użytkownikom, którzy poszukują informacji, nie tylko te informacje, ale również możliwość dokonywania transakcji finansowych, zakupów giełdowych czy rezerwacji wycieczek. Oznacza to naturalne przejście od zawartości informacyjnej portalu do usług finansowych, gdzie ludzie poza szczegółową informacją będą mieli także dostęp do wirtualnych sklepów.Jak wyobraża Pan sobie krajowy rynek internetu za rok?W grudniu mieliśmy 600 tys. stałych użytkowników. Pozyskanie jednego jest kosztem, jaki firma musi ponieść. Jako pierwsza spółka na rynku ponieśliśmy minimalne koszty dotarcia do użytkownika. Wypromowaliśmy markę, która sama się broni i dalej rozwija. Dla wszystkich nowych firm koszt pozyskania jednego użytkownika będzie dużo wyższy. Możemy skutecznie walczyć o utrzymanie pozycji i pozyskiwanie nowych użytkowników. Obecnie bariera wejścia na rynek jest dużo wyższa. Przez 5 lat sami rozwijaliśmy produkty. Ale w momencie wzrostu konkurencji stwierdziliśmy, że musimy kupić nowy software.W takim razie, ile portali zostanie na rynku?Rynek internetowy rozwija się dynamicznie i on rozstrzygnie, kto na nim zostanie.Co ma być głównym źródłem przychodów Wirtualnej Polski?Źródłem będzie sprzedaż powierzchni reklamowej i oczywiście e-commerce. Uważam, że jesteśmy na handel elektroniczny skazani, ponieważ jest to ekonomicznie uzasadnione. Amerykańscy analitycy stwierdzili, że obsługa klienta w banku kosztuje dolara i kilkadziesiąt centów, a tego samego klienta przez internet tylko 10 centów. Drugi przykład: biuro turystyczne, które ma dwadzieścia oddziałów w różnych miastach, sprzedaje 1000 wycieczek miesięcznie. To samo biuro przez internet sprzedaje ich 700. Jaki wniosek? Należy zamknąć wszystkie oddziały. Znikają koszty stałe, zatrudnienie, wynajem lokali, komputery. Oferta jest po prostu tańsza.Kiedy rozwój rynku internetowego pozwoli spółkom z branży osiągać zyski?W 2004 r. penetracja internetu w Polsce powinna osiągnąć 30%. W tej chwili wynosi 5% i jesteśmy opóźnieni w stosunku do Europy Zachodniej o dwa lata. Jeżeli 40% ludzi będzie korzystało z internetu, to będzie to początek dużego boomu. Wtedy przez internet będą płynąć pieniądze. W tej chwili przez sieć płyną tylko informacje. Myślę, że stanie się to w 2004 r.Kiedy powszechny stanie się szybki dostęp do sieci?Sprawa wygląda bardzo obiecująco, jako że firmy teleinformatyczne w Polsce traktują ten temat priorytetowo. Chodzi o Telekomunikację Polską, jak i sieci telefonii komórkowej. Nie można również zapominać o telewizji kablowej i rozwiązaniu, jakie zaproponuje Formus Polska czy UPC, czyli internet bezprzewodowy. Myślę, że technologicznie nie będzie problemów z dostępem do sieci do końca br.Dziękuję za rozmowę.