Czy grozi nam kryzys?

Największym zagrożeniem dla polskiej gospodarki są powiększający się deficyt obrotów bieżących i brak reformy finansów publicznych - uważają ekonomiści z Instytutu Finansów. - Jeśli deficyt obrotów w tym roku nie spadnie poniżej 6% PKB, będzie to oznaczało, że nasza gospodarka ma słabe podstawy mikroekonomiczne - twierdzi prof. Adam Noga. Jednak sama wielkość deficytu nie musi powodować kryzysu finansowego.- Rok 2000 będzie rokiem prawdy. Okaże się, czy gospodarka rzeczywiście stworzyła solidny filar, jakim są silne przedsiębiorstwa. To warunek kontynuowania wzrostu gospodarczego - mówił wczoraj Adam Noga. Według niego, budżetowy projekt, że tegoroczny wzrost PKB wyniesie ok. 5%, może uda się zrealizować, ale źle by się stało, gdyby odbyło się to za cenę jeszcze większej dziury w bilansie obrotów bieżących.Siła zagranicznych kapitałówWedług A. Nogi, kapitał zagraniczny stał się w Polsce jednym z regulatorów gospodarki. Firmy z kapitałem zagranicznym tworzą ok. 60% całego deficytu w obrotach handlowych. Na dłuższą metę, słabe zdolności eksportowe tych przedsiębiorstw są niebezpieczne dla gospodarki, ale być może są wygodne dla zagranicznych spółek-matek. Jak twierdzi A. Noga, zagraniczny regulator nie jest w pełni neutralizowany przez krajowe regulatory (system rynków, rząd i bank centralny) ze względu na ich "słaby charakter".Z drugiej strony, to właśnie napływ kapitału zagranicznego finansuje deficyt obrotów bieżących. - W warunkach polskiej gospodarki deficyt ten jest wręcz pożądany. Umożliwia pokrycie z obcego kapitału niedostatku wynikającego z niskich oszczędności krajowych, jest też motorem restrukturyzacji gospodarki - uważa prof. Witold Małecki. To, że deficyt jest wysoki, nie musi przesądzać o kryzysie finansowym, bo, jak powiedział W. Małecki, kraje z dużo mniejszą dziurą w bilansie popadały w kryzys finansowy, inne państwa - nawet z kilkunastoprocentowym deficytem - uniknęły kłopotów. - To tylko jeden z czynników. Gdyby do tego doszła destabilizacja polityczna lub kryzys innej gospodarki wschodzącej, wówczas mogłoby nastąpić załamanie - mówi W. Małecki. Prawdopodobnie miałoby ono podobny początek, jak w innych przypadkach: gwałtowny odpływ części kapitału zagranicznego, pozbywanie się przez rezydentów rodzimej waluty wsparte atakiem spekulantów na nią.Bomby budżetoweDeficyt obrotów w oczywisty sposób jest uzależniony od kondycji finansów publicznych. - W Polsce finanse mają charakter socjalno-stabilizacyjny. Daleko nam do modelu socjalno--rozwojowego, jaki wypracowały np. Stany Zjednoczone. Taka struktura finansów publicznych pozwoliła USA na stworzenie gospodarki wiedzy, przodującej w świecie. Tymczasem wydatki prorozwojowe w polskim budżecie to poniżej jednej piątej całości - przypomina A. Noga. Według niego, możliwości rozwoju nauki, edukacji i np. infrastruktury są ograniczane przez "tykające bomby" wydatków socjalnych: ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych. Do tego trzeba dodać też krajowy i zagraniczny dług publiczny.Większy deficyt finansów publicznych, zwłaszcza luka w bilansie budżetu, jest finansowana z zagranicznych źródeł, głównie z prywatyzacji. Jak mówi inny pracownik Instytutu Finansów prof. Andrzej Wernik, gdyby potraktować dochody prywatyzacyjne jako element rachunku deficytu, a nie sposób na jego finansowanie, to dziura w finansach publicznych zmniejszyłaby się w ub.r. z 3,7% PKB do 1,4% PKB. Problem w tym, że to prywatyzacyjne źródło kiedyś się wyczerpie. Być może już za 2-3 lata. Wówczas potencjalny dziś deficyt (liczony bez prywatyzacyjnych dochodów) stanie się deficytem realnym.

MAREK CHĄDZYŃSKI