Giełdowe indeksy często dostarczają zniekształconych informacji o rynku

Ponad 100 lat temu Charles Dow postanowił opracować wskaźnik, który na podstawie cen notowanychna rynku akcji mógłby w najlepszy sposób określać kondycję gospodarczą Stanów Zjednoczonych. 3 lipca 1884 r.po raz pierwszy przedstawił średnią rynkową, w skład której wchodziły akcje 9 firm kolejowych i dwóchprodukcyjnych.

13 lat później Dow uznał, że najlepszym rozwiązaniem będą dwa różne indeksy koniunktury i rozdzielił spółki kolejowe od spółek przemysłowych. Z czasem okazało się, że wskaźniki te ukazywały raczej to, co się dzieje na rynkach niż bezpośrednio w gospodarce. Niemniej jednak zyskały wśród inwestorów ogromną popularność. Od tamtej pory indeksów opisujących amerykański rynek akcji pojawiło się wiele, każdy z nich ma jednak wady i zalety. Również na innych giełdach na świecie istnieją wskaźniki, których intencją jest jak najlepsze opisywanie tego, co dzieje się na rynkach.Indeksy giełdowe stale budzą emocje wśród uczestników - jedni uważają, że lepsze są wskaźniki cenowe, inni, że średnie geometryczne, jeszcze inni sugerują uwzględnianie przy ich konstrukcji wielkości spółek lub obrotów. Problem budowy indeksów stał się wyjątkowo ważny w ostatnich latach, gdy w wyniku licznych fuzji i przejęć powstały spółki-giganty, których udział we wskaźnikach danej giełdy wydaje się nieproporcjonalny, np. Deutsche Telekom ma 19-proc. udział w indeksie giełdy frankfurckiej. W Szwecji doszło do jeszcze większego paradoksu - udział Erickssona w indeksie wynosi aż 44%.Problem ten dotyczy również rynku polskiego właściwie od samego początku. W 1993 r., gdy na giełdzie notowanych było zaledwie 30 firm, część spółek zaczęła mieć wyjątkowo duży wpływ na zachowanie się WIG-u (m.in. Universal) - można powiedzieć, że to spółki mogły determinować trend rynku. W ostatnich latach zbyt duży wpływ na WIG20 zaczęły uzyskiwać akcje banków, które mają na naszej giełdzie wyjątkowo dużą reprezentację. W związku z tym giełda podjęła decyzję o ograniczeniu ich udziału w składzie indeksu. Obecnie w skład WIG20 wchodzą akcje pięciu banków, które łącznie mają 30-proc. udział.Wraz z tegoroczną hossą oraz "gorączką internetową" inna branża zaczyna mieć wydatny wpływ na zachowanie się tego wskaźnika. Na początku 2000 r. łączny udział w indeksie pięciu spółek: Agory, Optimusa, ComputerLandu, Softbanku i Prokomu wynosił 14%. Obecnie jest to niemal 23%. Wszystko dzięki temu, że każda z akcji wspomnianych firm zwyżkowała w trakcie pierwszych sześciu tygodni br. minimum o 100%. Z całą pewnością nie można powiedzieć tego o pozostałych firmach znajdujących się w indeksie. Spróbujmy więc zobaczyć, jaki wpływ miało to na zachowanie się WIG20.Na rysunku widzimy wykresy dwóch indeksów. Jeden z nich to WIG20, drugi to WIG20, z którego zostały wyłączone akcje pięciu spółek branży komputerowej (czyli w zasadzie powstał WIG15). Przebieg tych dwóch wskaźników jest bardzo zbliżony, jednak drugi z nich w badanym okresie wzrósł znacznie mniej. Można powiedzieć, że różnica jest zaskakująca. Do 18 lutego prawdziwy indeks wzrósł z 1755,80 pkt. do 2238,4 pkt., czyli o 27,5%. W tym samym czasie indeks, z którego wyłączone zostały firmy informatyczne, zwyżkował zaledwie do 2015 pkt., czyli o 14,8%. Różnica blisko 13 pkt. proc. to praktycznie połowa całego wzrostu WIG20. Szaleństwo związane z zakupami tylko pięciu spółek wyraźnie wpływa na to, jak wygląda trend "całego" rynku.Przy okazji tej sprawy warto jeszcze zwrócić uwagę na pewne nieprzeciętne zachowania się spółek i ich możliwy wpływ na indeks. Do 11 lutego br. akcje BIG-BG były zawieszone. Przed zawieszeniem ich cena wynosiła 13 zł, zaś udział walorów banku w indeksie wynosił ok. 3,8%. Po odwieszeniu, w ciągu dwóch dni kurs zwyżkował do 17,10 zł (fixing). To spowodowało, że udział akcji w indeksie wzrósł o ponad 1 pkt. proc.Jeszcze ciekawsza sytuacja wystąpiła w czasie notowań ciągłych, gdzie akcje banku osiągnęły cenę 19,4 zł - udział w ine zwiększył się blisko o 2 pkt. proc. Co ciekawe, mimo że miało to poważny wpływ na indeks, w tym samym czasie kontrakty na WIG20 nie wzrastały aż tak gwałtownie. Sytuacja utrzymywała się przez kilka dni, co wyglądało, jakby inwestorzy z rynku terminowego oczekiwali, że cena BIG-BG ustabilizuje się.Indeksy giełdowe dostarczają informacji o rynku. Są to jednak informacje zniekształcone i w pewnych wyjątkowych sytuacjach oceny wystawiane na ich podstawie mogą być mylne. Warto o tym pamiętać przy próbach dokonywania prognoz, tak aby nie być później zaskoczonym.

GRZEGORZ ZALEWSKI

Analityk DWS Polska TFI