Ludzie, niektórzy ludzie, to mają nieliche wymagania. Chcieliby na ten przykład wiedzieć, co też takiego może oznaczać publikowanie założeń makroekonomicznych przyszłorocznego budżetu w niedużych kawałkach. A przecież rzecz prosta i oczywista jest tak bardzo, że aż wstyd coś takiego tłumaczyć. Założenia ujawniane są szerokiej, wąskiej i tej najwęższej opinii publicznej we fragmentach po to, by odkryciem całości za jednym zamachem nie olśnić rynków, nie wprawić w osłupienie inwestorów krajowych, zagranicznych i innych.Nie jest więc w najmniejszej mierze prawdą, że wokół poziomu przyszłorocznego deficytu toczy się jakaś niejasna gra. Nie jest prawdą, że deficyt stanął w samym centrum zimnych politycznych przeciągów. Jest czystym wymysłem, że deficyt fiskalny waha się w przedziale od 1,9 do 2,75% PKB.Deficyt w ogóle już dawno, zaraz po rozpadzie koalicji AWS-UW, przestał być jakimkolwiek problemem. Wiadomo, jaki będzie. Wiadomo, dlaczego aż taki. Po ostatnim posiedzeniu KERM nie podano wielkości deficytu przez najczystsze roztargnienie. takie roztargnienie zawsze zdarzyć się może, gdy mamy do czynienia z drobnym, nie budzącym większych kontrowersji szczegółem. Doprawdy trudno w tak ciężkim położeniu, w jakim znalazł się mniejszościowy gabinet premiera Buzka, pamiętać o wszystkim, o każdym najmniejszym duperelku.Gdyby deficyt nie był aż tak mało ważny, gdyby ujawnienie jego wielkości umknęło uwadze KERM z jakichś innych powodów niż najczystsze, przeurocze roztargnienie, wtedy gazety pełne by były przecież najfantastyczniejszych spekulacji. Komentatorzy biliby na alarm, że rząd nie wie, że się waha, że zwleka licząc na cud, że przygotowuje przedpole, oswaja publiczność z takim mnóstwem definicji deficytu, żeby nikt z niespecjalistów nic już nie był w stanie zrozumieć.Ale tak przecież nie jest. Rynki śpią spokojnie. Gazety ociekają olejkiem do opalania. Pies z kulawą nogą nie zaszczekał, kiedy z założeń przyszłorocznego budżetu KERM ujawnił publicznie jedynie tempo wzrostu oraz wskaźnik inflacji przyjęte jeszcze w zamierzchłych czasach balcerowiczyzny.Z tego należy domniemywać, że deficyt, dynamika płac w budżetówce, dynamika realnych rent i emerytur, poziom przewidywanego kursu walutowego, stóp procentowych już od dawna nie stanowią dla nikogo zainteresowanego niespodzianki. Alternatywnym wytłumaczeniem może być tylko to, że te mało istotne wielkości nikogo tak naprawdę nie interesują, a rynki z olbrzymim napięciem czekały jedynie na podanie owianych mgłą tajemnicy wskaźników wzrostu cen i PKB.Inaczej zwlekania z oficjalnym ujawnieniem kompletnych założeń makroekonomicznych za skarby świata nie dałoby się objaśnić. W atmosferze napięcia, jaka przez kilka ostatnich tygodni towarzyszy sytuacji gospodarczej, byłoby to przecież oznaką najwyższego politycznego partactwa; czymś ? powiedzmy ? w rodzaju nietrzeźwego saperstwa.Na szczęście to wszystko tylko senny koszmar. Rząd mamy mniejszościowy, ale odpowiedzialny tak wielce, jakby składał się z dziesiątków małych, znanych szeroko ze swej skrajnej odpowiedzialności partii i partyjek polskich. Dlatego nie ma najmniejszego powodu do niepokoju. Te wielkości, których przez roztargnienie nie ujawniono, wynoszą odpowiednio: 2,1% PKB, 101,0%, 102,3%, 4,3 zł, 15%. Ale to przecież wszyscy od dawna wiedzą. Nie ma o czym gadać. Trzeba skupić się na sprawach naprawdę ważnych. Zaraz, co to by mogło być takiego...?

JANUSZ JANKOWIAK