13.10.Londyn (PAP/Bridge Telerate) - Ceny ropy w Londynie po czwartkowym wzroście o 11 proc. rozpoczęły piątkową sesję od wzrostu o 41 centów do 35 USD za baryłkę. Jednak po południu ropa

nieznacznie staniała - po godz. 13 za baryłkę płacono 34,52 USD. Podczas dzisiejszego otwarcia na Międzynarodowej Giełdzie Paliw w Londynie cena ropy Brent wzrosła o ponad 1 proc., po nadejściu kolejnych niepokojących informacji z Bliskiego Wschodu. Agencje doniosły tym razem o wybuchu bomby w ambasadzie Wielkiej Brytanii w Jemenie. "Wybuch w brytyjskiej ambasadzie w Jemenie to terrorystyczny atak" - ocenił minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Robin Cook w wywiadzie dla Sky News. Tymczasem, jeszcze przed zaostrzeniem obecnego kryzysu izraelsko-palestyńskiego, wszystko wskazywało na to, że sytuacja na światowych giełdach paliw może ulec normalizacji. Amerykanie zdecydowali się bowiem uwolnić ze strategicznej rezerwy USA 30 mln baryłek ropy. Na rynek miało dotrzeć także dodatkowe 800 tys. baryłek ropy dziennie, po wrześniowej decyzji OPEC. "Fundamenty wskazywały na to, że ceny ropy mogą znacznie spaść, zanim doszło do eskalacji konfliktu na Bliskim Wschodzie" - ocenił Andrew Archer, analityk francuskiego banku Societe Generale. W czwartek Izrael zaatakował palestyńskie obiekty na zachodnim brzegu Jordanu i w strefie Gazy w odpowiedzi na zabicie dwóch izraelskich żołnierzy. Na dodatek w Jemenie w zamachu terrorystycznym poniosło śmierć 5 amerykańskich żołnierzy. Światowe rynki paliw zareagowały natychmiast gwałtownym skokiem cen ropy w Londynie i w Nowym Jorku, bo dealerzy zaczęli obawiać się, że może dojść do ograniczenia dostaw ropy z Bliskiego Wschodu, po zaostrzeniu sytuacji w tym rejonie świata.Pojawiły się nawet spekulacje o możliwości zastosowania embarga na eksport ropy przez arabskich producentów tego surowca. Pomimo, że wielu analityków ocenia, że nie dojdzie do takiej sytuacji, to ryzyko jest zbyt duże, aby można było je zignorować. "Na rynku istnieją obawy, że może dojść do sytuacji, jak w latach 70 - tych" - powiedział broker z Londynu. "Dlatego wczoraj cena ropy tak gwałtownie wzrosła" Jednak Andrew Archer uważa, że prawdopodobnie arabscy eksporterzy ropy nie zdecydują się na zastosowanie embarga. "Kiedy cena ropy na światowych rynkach paliw jest o ponad 7 USD wyższa, niż ta, jakiej chcą producenci z OPEC (22-28 USD/b), nie ma ekonomicznej motywacji, aby arabscy producenci ropy zastosowali teraz embargo" - ocenia Archer."W sytuacji, jaką obecnie mamy na Bliskim Wschodzie, nawet bez wprowadzenia embarga, ceny ropy naftowej na świecie mogą osiągnąć niebotyczny poziom" - uważa analityk Societe Generale. Wielu analityków spekuluje, jak wysoko "poszybują" ceny ropy, kiedy dojdzie do prawdziwej wojny izraelsko-palestyńskiej. Jeśli arabscy producenci ropy zastosują jednak embargo, jak miało to miejsce w 1973 roku, kiedy wstrzymali eksport ropy, aby w ten sposób zaprotestować przeciwko poparciu Izraela przez państwa zachodnie, to mogłoby to spowodować wzrost cen ropy Brent nawet do 100 dolarów za baryłkę - ocenia Lawrence Eagles, ekspert GNI z Londynu. "Zarówno w sytuacji wprowadzenia embarga jak i wybuchu prawdziwej wojny na Bliskim Wschodzie cena baryłki ropy może dojść do 100 dolarów" - uważa Eagles. Tymczasem ministrowie finansów UE mogą zająć się ponownie sprawą możliwości naruszenia europejskich rezerw strategicznych, aby spowodować spadek cen ropy, które wzrosły w czwartek do poziomu najwyższego od 10 lat - poinformował w piątek przedstawiciel Włoch. Uważa on, że decyzja w tej sprawie powinna zapaść, nawet już teraz, kiedy rynek reaguje tak gwałtownymi zwyżkami cen paliw po nasileniu się konfliktu izraelsko-palestyńskiego na Bliskim Wschodzie. Również przedstawiciele Międzynarodowej Agencji Energii bacznie przyglądają się rozwojowi wypadków w tym rejonie świata. "Bardzo uważnie śledzimy to, co dzieje się na Bliskim Wschodzie, i podejmujemy niezbędne działania na wypadek, gdyby Europa znalazła się w sytuacji sowej ze względu na mniejsze dostawy ropy" - powiedziała w piątek Kristine Kuolt z departamentu strategicznych rezerw MAE. "Przygotowujemy własne +przedkryzysowe metody+. Kraje, które są członkami MEA nie muszą jeszcze stosować żadnych logistycznych działań na wypadek wystąpienia zakłóceń w dostawach ropy z Bliskiego Wschodu" - dodała Kuolt. Również Liga Arabska, główne forum państw arabskich, poinformowała z czwartek, że rozważy wszystkie opcje działania w sprawie kryzysu bliskowschodniego podczas szczytu 21-22 października. Na razie jednak nie ma zakłóceń w dostawach ropy z tej części świata. "Nie ma żadnych zmian w eksporcie ropy ze względu na obecny konflikt izraelsko-palestyński" - powiedział w piątek przedstawiciel ministerstwa paliw Arabii Saudyjskiej. Ropa płynie tak, jak dotychczas" - ocenił Mohammed al-Shatti z Kuwait Petroleum Corp. Bill Richardson, sekretarz energii USA, nie przypuszcza, aby doszło do zmniejszenia eksportu ropy z Zatoki Perskiej. "Nie ma na razie powodów, aby przypuszczać, że OPEC zmniejszy produkcję ropy" - powiedział Richardson podczas czwartkowej konferencji prasowej w Waszyngtonie. Jego opinię potwierdza Paul Bednarczyk, konsultant ekonomiczny 4Cast w Londynie. "Nie ma zagrożenia dostaw ropy, a ostatnia zwyżka cen ropy nie ma racjonalnych podstaw" - ocenia Bednarczyk. Tymczasem instytuty meteorologiczne USA przewidują, że Amerykanów czeka w tym roku ostrzejsza zima, niż było to podczas ostatnich 3 lat. A to oznacza, że potrzeba będzie większych ilości oleju opałowego, niż w poprzednich latach." Spodziewamy się surowszej zimy, niż przez ostatnie 3 lata" - powiedział James Baker z US National Oceanic & Atmospheric Administration. Co gorsze, amerykańskie zapasy oleju opałowego są obecnie o 35 proc. niższe, niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Na wschodnim wybrzeżu USA, gdzie zużywa się najwięcej oleju opałowego na świecie, rezerwy tego paliwa są niższe, aż o 51 proc. - oceniają eksperci z American Petroleum Institute.(PAP)