Faksem z Gdańska

Kluczenie Unii Europejskiej w kwestii rozszerzenia na wschód można delikatnie nazwać chwiejnością, a dosadniej ? krętactwem. Nie licuje to w żadnym stopniu z ogromem wysiłków po naszej stronie. Zwłaszcza z przyspieszoną adaptacją unijnych norm prawnych, co powoduje stresy wielu naszych środowisk zawodowych. Jasność w sprawie kalendarza potrzebna jest nie tylko ze względów propagandowych, ale ma prozaiczne znaczenie dla planowania budżetu i strategii gospodarczej. A oni kluczą. Jeszcze w zeszłym tygodniu wydawało się, że jest to, co najważniejsze ? wola polityczna. Bowiem rozszerzenie, tak samo zresztą, jak powstanie Unii Europejskiej, jest decyzją polityczną, która przełamuje tysiące ekonomicznych, technicznych i społecznych wymówek, by nie zadawać sobie trudu i by wszystko zostało po staremu. Parę dni temu Polska mogła budować scenariusze przy założeniu, że wola jest. Brzmienie raportów Komisji Europejskiej o postępach poszczególnych krajów ucięło nawet spekulacje o istnieniu dużego, polskiego problemu i ewentualności przesunięcia naszego kraju na koniec stawki kandydatów. Widać było, że Komisja Europejska ? która wcześniej nie grzeszyła konsekwencją ? nawróciła się na filozofię szybkiego i dużego otwarcia na wschód. Powiada się nawet, że dlatego nałożyła różowe okulary przy lekturze doniesień o postępach Polski i innych krajów. Na tym właśnie ugruntowana była strategia naszego kraju w zakresie negocjacji, zmian prawa i dostosowań sfery realnej. Kuć żelazo póki gorące ? przyspieszyć negocjacje i zamknąć je do końca 2001 r., wyodrębniając już dziś sprawy najtrudniejsze i ewentualne okresy przejściowe. Taka decyzja, moim zdaniem słuszna, ma swoje koszty. Oznacza konkretne scenariusze niełatwych zmian w dziedzinie energetyki, gazownictwa, lotnictwa, polityki rolnej i celnej, hutnictwa, ochrony środowiska i ochrony praw autorskich, obciążeń podatkowych oraz w wielu innych sferach. A tam są wszędzie ludzie, poddani ciągle nowym wyzwaniom, stresom, konieczności znalezienia się w nowej sytuacji. Skala owej nieustającej rewolucji ustrojowej i zmian w warunkach gospodarowania nie mieści się, jak sądzę, w głowach technokratów z Unii Europejskiej. W ciągu kilku lat przebywamy drogę, jaką oni pokonywali spokojnie i stopniowo przez 50 lat po wojnie. I nagle, po tygodniu optymizmu ? zachęt i przynagleń, wylewa się kubeł zimnej wody. Ministrowie spraw zagranicznych Piętnastki spotkali się w Brukseli i nie chcą słyszeć o datach przyjęcia nowych członków. Górę wzięła krótkowzroczna gra z zachodnią opinia publiczną, która boi się kosztów własnych rozszerzenia. Perspektywa naszego członkostwa znowu roztopiła się w mgławicowym ?przyjdzie na to czas?. Wróciła sztuka uników, mała gra, chociaż jest to dzieło o historycznych wymiarach, godne mężów stanu ? czyżby deficyt takowych po tamtej, unijnej stronie?

JANUSZ LEWANDOWSKI