Billboardowa i telewizyjna reklama kampanii "Pełnosprawni w pracy", mająca zachęcać przedsiębiorców do zatrudniania ludzi na wózkach na równych prawach z osobami pełnosprawnymi, wzbudziła oburzenie. Informacja, że niepełnosprawnego bezrobotnego na wózku inwalidzkim zagrał absolutnie pełnosprawny zawodowy aktor, wywołała szok. Zwłaszcza gdy przedstawiciele Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych zaczęli argumentować, że wszystko jest jak najbardziej w porządku, bo pełnosprawny aktor jest prawdziwszy, bardziej efektywny i wiarygodny niż jakiś kaleka na wózku.
"A w dodatku jest tańszy" - to oświadczenie przedstawicieli PFRON dopełniło miary hipokryzji, choć zdaje się było nawet zgodne z prawdą. Może tylko w kontekście akcji mającej promować zatrudnianie niepełnosprawnych zabrzmiało niezręcznie i - cóż więcej mówić - głupio. W efekcie powstało coś na kształt wyrobów czekoladopodobnych z okresu stanu wojennego. Też łudząco przypominały prawdziwą czekoladę, też były tańsze i też wszyscy mieli poczucie, że są cynicznie oszukiwani.
Choć, jak się nad tym zastanowić, cała racja w tym sporze jest po stronie PR-owców wynajętych przez PFRON. Pełnosprawny aktor udający niepełnosprawnego siedzi na wózku inwalidzkim znacznie pewniej i lepiej niż niepełnosprawny, bo nie musi uważać, żeby nie spaść. Jest więc nie tylko bardziej wiarygodny niż niepełnosprawny grający siebie, ale w dodatku może z większą wydajnością zająć się jakimiś dodatkowymi czynnościami.
Być może więc należy zastanowić się nad zastąpieniem niepełnosprawnych przez ludzi zdrowych na szerszą skalę. Koncepcja PFRON wydaje się bowiem nie tylko rewolucyjnie świeża, ale i kusząca pod względem ekonomicznym. Zatrudnianie pełnosprawnych w zakładach pracy chronionej na stanowiskach dla niepełnosprawnych przyniesie korzyść podwójną. Po pierwsze, pracodawca zachowa korzyści i ulgi związane z tworzeniem stanowisk pracy dla niepełnosprawnych, a po
wtóre, będzie mógł od swoich pracowników wymagać takiej samej wydajności, co od ludzi zdrowych.