Przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego Stanisław Kluza w wywiadzie dla "Parkietu" z 7 maja stwierdził, że przejmowany Generalny Inspektorat Nadzoru Bankowego będzie jednym z pionów w strukturze nowego urzędu, zachowując swoją dotychczasową organizację. Jest to rozsądne i pragmatyczne podejście. GINB jest dobrze zorganizowanym organem Komisji Nadzoru Bankowego (będąc wydzieloną strukturą NBP), funkcjonując według zasad i pragmatyki kształtowanymi latami. Można mieć czasami wątpliwości do niektórych aspektów bieżącej polityki nadzorczej, ale nie sposób kwestionować posiadanego dorobku i osiągnięć. Polski nadzór bankowy ma się czym chwalić. Dobrze byłoby zachować te wartości i potencjał polskiego nadzoru bankowego (choć systematycznie osłabiany niejasną perspektywą), stąd stanowisko szefa KNF dobrze rokuje.
Zasadnicze pytanie
Powstaje jednak zasadnicza wątpliwość. Skoro GINB w swym obecnym kształcie ma być pionem, ale w strukturze innej instytucji, to po co była ta konsolidacja nadzorów na polskim rynku? Mechaniczna integracja świadczyć może o braku dojrzałej koncepcji funkcjonowania skonsolidowanego nadzoru, a także o niewystarczających rynkowych przesłankach dla tego pomysłu. Najpierw powinny zostać zidentyfikowane potrzeby wynikające ze wzajemnego przenikania się rynków poszczególnych usług finansowych oraz rodzące się problemy i ich ciężar gatunkowy. To powinno być podstawą dla działań konsolidacyjnych, opartych jednak na koncepcjach bardziej intelektualnie zaawansowanych, aniżeli proste połączenie istniejących instytucji. Tymczasem wydaje się, że nie ma takich koncepcji. Co więcej, sam rynek i jego uczestnicy nie zgłaszają takich potrzeb. Nie miejsce na pogłębioną analizę, ale jakoś trudno zauważyć na polskim rynku silną symbiozę między poszczególnymi rodzajami usług finansowych. To, że w bankach sprzedaje się produkty ubezpieczeniowe lub kapitałowe, wcale nie oznacza, że następuje integracja rynku tych usług. Banki nie tworzą przecież tych produktów, a jedynie je sprzedają. Twórcami są inne instytucje finansowe. Gdzie więc potrzeba skonsolidowanego nadzoru? Być może kiedyś sytuacja zmieni się, ale teraz takich wyraźnych przesłanek nie widzę.
Ponieważ nadzór bankowy nie został jeszcze przejęty, jest jeszcze czas na refleksję i weryfikację niedojrzałego pomysłu. Tym bardziej że ta operacja tworzy i będzie tworzyć wiele problemów o nie zidentyfikowanej jeszcze skali, nie mówiąc o jej kosztach. Sam Stanisław Kluza mówi o powołanych zespołach i podzespołach pracujących nad płynnym przeniesieniem nadzoru bankowego (sprawy kadrowe, majątkowe, księgowe, systemy informatyczne itp.). Dobrze byłoby pamiętać jeszcze o ludziach tam pracujących i o wpływie tej niewątpliwie stresującej sytuacji na jakość bieżącej pracy. Należy sądzić, że wypowiedź szefa KNF miała uspokoić emocje. Kwestia materialnych kosztów jest także dyskusyjna, albowiem te oszczędności w NBP zostaną przeniesione na wzrost kosztów w bankach (płacone składki), a więc per saldo niewiele się zmieni. Trudno wobec tego pojąć, dlaczego dobrze pracującą instytucję, o znaczącym dorobku w polskim systemie bankowym, narażać na takie przeorientowanie organizacyjne. Byłoby niebywałym paradoksem na skalę światową, że nadzór bankowy wdrażając Nową Umowę Kapitałową, której istotną nowością jest ryzyko operacyjne, sam go doświadczył, przenosząc równolegle konsekwencje na cały sektor bankowy i jego klientów! Chyba że nam zależy na takim miejscu w historii współczesnej bankowości? Całe szczęście jest to obawa czysto teoretyczna, bowiem standardy funkcjonowania polskiego sektora bankowego neutralizują realne zagrożenie. Mimo wszystko trzeba przypomnieć, iż ustawowym celem nadzoru bankowego jest zapewnienie bezpieczeństwa środków gromadzonych w bankach, a także troska o stabilność całego systemu bankowego. Tak więc, nie można tworzyć nawet teoretycznych zagrożeń.Gdzie jest miejsce
dla nadzoru bankowego?