Amerykańskie giełdy akcji rozpoczęły piątkową sesję od niewielkich zwyżek, mimo że raport Departamentu Pracy o kolejnym wyraźnym spadku liczby etatów w gospodarce, który ukazał się jeszcze przed startem notowań, na pewno do zakupów nie zachęcał. Później przewagę uzyskali sprzedający, ale tylko na chwilę. Na rynkach europejskich sesja też nie miała jednoznacznego obrazu.
Liczba etatów spadła o 80 tys., najmocniej od pięciu lat i po raz trzeci z rzędu, co wskazuje, że gospodarka USA najpewniej już na dobre jest w recesji. Jak na wagę takich informacji, reakcja Wall Street była nad wyraz wyważona. Podobne reakcje dało się jednak zaobserwować w ostatnich dniach. Wygląda więc na to, że na złe wieści amerykańskie giełdy stały się uodpornione. Na wzrosty jednak trzeba poczekać, bo dobrych wieści jest wciąż jak na lekarstwo.
Z blue chipów bez wyraźnego powodu mocno w piątek traciły akcje General Motors (minus 4 proc.). O ponad 2 proc. staniały akcje Della, a przyczyną była obniżka rekomendacji przez analityków z Goldman Sachs. Ma ona związek z kwestiami księgowymi dotyczącymi buy backu papierów tego komputerowego giganta. Falowały notowania instytucji finansowych. Notowania niektórych, jak ubezpieczyciela Prudential Financial, rosły po ponad 2 proc., zaś banków Citigroup i JP Morgan spadały.
Większość europejskich giełd po danych ze Stanów znalazła się pod kreską. Ale obserwując reakcje swoich kolegów z drugiej strony Atlantyku, gracze z Londynu, Paryża i innych giełd na koniec wyciągnęli indeksy wyraźnie na plus.
Wzięciem cieszyły się spółki surowcowe, m.in. na skutek rekomendacji analityków z Sanford C. Bernstein. Kurs BHP Billiton (plus 3 proc.) znalazł się najwyżej od czterech tygodni. Sporo zyskali też posiadacze papierów Rio Tinto. Notowania banku UBS, głównej europejskiej ofiary kryzysu subprime, rosły dzięki inicjatywie byłego top menedżera tej firmy Luqmana Arnolda, który wezwał do podziału giganta na kilka części.