Ten tydzień na amerykańskiej giełdzie ewidentnie wskazuje na zmianę nastawienia inwestorów. Po tym, jak wcześniej wykazywali spory optymizm, kupując akcje w oparciu o lepsze od oczekiwanych, ale generalnie słabe dane makroekonomiczne, tak teraz znów z wyraźną rezerwą podchodzą do pojawiających się wiadomości.

Reakcja na nie jest typowa dla trendu spadkowego. Po podaniu dobrych wyników przez Johnson & Johnson optymizm trwał krótko. Inwestorzy też w niewielkim stopniu zwrócili uwagę na spory napływ kapitału do USA w lutym. Zignorowali także zaskakująco wysoki odczyt kwietniowego wskaźnika NY Empire State, bazującego na ocenach przyszłej koniunktury przez menedżerów przedsiębiorstw.

Nie brakowało jednak też złych wiadomości. Wśród nich wybijała się na czoło rosnąca liczba osób mających kłopoty ze spłatą kredytów hipotecznych w USA. W marcu było ich 57 proc. więcej niż rok wcześniej. Do rekordowego poziomu podrożała ropa naftowa, a inflacja na poziomie producentów sięgnęła 6,9 proc. W efekcie w górę poszła rentowność amerykańskich 10-latek. Sytuacja na tym rynku staje się coraz ciekawsza, gdyż obecna na dziennym MACD pozytywna dywergencja wskaźnika z wykresem rentowności zapowiada dalszy ruch w górę. Przy słabych wynikach spółek w I kwartale i obniżanych prognozach na resztę roku taki scenariusz byłby groźny dla rynku akcji.

Krótkoterminowo dla S&P 500 wsparciem jest 1315 pkt. Przełamanie tego poziomu zapowiadać będzie zniżkę do styczniowego dołka i stworzy realne zagrożenie przełamaniem tego wsparcia. Bardzo cenną wskazówką co do przyszłej koniunktury na parkiecie w USA będzie kształtowanie się obrotów. Ostatniemu odbiciu towarzyszyła niewielka aktywność inwestorów. Gdyby teraz wraz ze zniżkami zaczęła zwiększać się, otrzymalibyśmy znak, że giełda nowojorska wraca do spadkowej tendencji, zapoczątkowanej przed kilkoma miesiącami.

Parkiet