Podwyżek stóp procentowych nie należy odwlekać

Z Dariuszem Filarem, członkiem Rady Polityki Pieniężnej, rozmawia Łukasz Wilkowicz

Aktualizacja: 27.02.2017 22:39 Publikacja: 17.04.2008 13:52

Czy, według Pana, w kwietniu uzasadniona będzie kolejna podwyżka stóp procentowych?

Jeżeli trendy w gospodarce nie zmienią się w stosunku do tego, co obserwowaliśmy z perspektywy poprzedniego miesiąca, albo - co jest niewykluczone - ulegną dalszemu wzmocnieniu, wówczas uzasadniona będzie kolejna podwyżka stóp procentowych.

Gdyby do podwyżki doszło, główna stopa NBP osiągnęłaby poziom 6 proc., który od dawna wskazywał Pan jako docelowy. Czy to oznacza, że nie będą konieczne kolejne podwyżki?

Konsekwentnie głoszę pogląd, że realna stopa procentowa w warunkach szybko rosnącej gospodarki, a z taką mamy do czynienia, nie powinna nadmiernie odbiegać od przynajmniej 2 proc. Jeśli stopa realna zaczyna się kurczyć, to wchodzimy na dosyć ryzykowną ścieżkę. Te podwyżki, których dokonała RPP w ostatnim okresie, spowodowały, że bieżąca stopa realna nie maleje, a od I kwartału 2007 r. właśnie z takim zjawiskiem mieliśmy do czynienia. Wciąż jednak stopa realna nie sięga 2 proc.

Zobaczymy, jak do mojej opinii odniesie się RPP jako całość.

Dlaczego podwyżki miałyby następować teraz, a nie po pewnym czasie obserwowania rozwoju sytuacji?

Bo jesteśmy wciąż w takiej fazie, że bardzo szybko rosną oczekiwania inflacyjne osób prywatnych. Po uwzględnieniu nowych danych inflacja oczekiwana sięga już 4,6 proc.

Ale oczekiwania zmieniają się tak, jak zmienia się inflacja.

Teraz zdają się przyspieszać ponad bieżący wskaźnik. A więc właśnie teraz jest czas na okazywanie przez bank centralny determinacji w walce z inflacją. To może przynieść także pozytywny efekt w przyszłości, gdy inflacja zacznie już spadać. Wówczas będzie to kojarzone z działaniami RPP.

Zwracam też uwagę na dynamikę kredytów dla klientów indywidualnych. Koszt złotowego kredytu hipotecznego został przez banki podniesiony, i to między innymi sprawiło, że wracamy do sytuacji, że znów frank szwajcarski zaczyna przeważać jako waluta kredytu hipotecznego. Jednak kredyt na cele mieszkaniowe jest dla nas mniej niepokojący. Natomiast w przypadku klasycznego kredytu konsumpcyjnego banki wyraźnie "grają" na rezygnację z części swojej marży, która zresztą była bardzo wysoka, i dość agresywnie ten kredyt sprzedają. Przy bardzo szybko rosnących wynagrodzeniach i przy dużych transferach z zagranicy zmusza nas to przynajmniej do sygnalizowania, że pieniądz nie powinien być zbyt łatwo dostępny.

Cena kredytów konsumpcyjnych w niewielkim stopniu zależy od poziomu stóp banku centralnego.

Ale to jest element zarządzania oczekiwaniami. Konsumenci powinni mieć świadomość, że oprocentowanie rośnie, a przynajmniej - że należy liczyć się z jego podwyższeniem.

Czy RPP zastanawia się nad jakimiś innymi sposobami wpływania na oczekiwania inflacyjne?

Niektórzy mówią, że powinniśmy - podobnie jak robi to Europejski Bank Centralny - jasno mówić, że jeśli np. płace - tu można dodać: kredyt - będą rosły w takim tempie, jak do tej pory, to bank centralny nie będzie miał innego wyjścia, jak podnosić stopy. Ale wydaje mi się, że związki zawodowe na Zachodzie podchodzą do takich zapowiedzi bardziej poważnie.

Za parę miesięcy inflacja będzie już zapewne spadać.

Taką żywię nadzieję. Ona jest zgodna z oczekiwaniami naszych analityków i dużej części rynku. W tej chwili, w świetle tej wiedzy, jaką mam, są podstawy, by uważać, że szczyt inflacji będzie w sierpniu ze względu na silny efekt statystyczny (w ubiegłym roku inflacja w tym miesiącu mocno spadła ze względu na wprowadzenie promocji w Telekomunikacji Polskiej - przyp. red.). Mamy podstawy, żeby uważać, że jest szansa na wskaźnik poniżej 5 proc. No i że październik-listopad to będzie czas drgnięcia inflacji w dół, spowodowanego głównie cenami żywności. Obecnie dynamika cen żywności przekracza 7 proc., a jesienią może obniżyć się do 4 proc., co będzie miało pozytywny wpływ na roczny wskaźnik inflacji.Wniosek może być taki, że kolejne podwyżki nie są potrzebne.

Dla mnie to raczej argument, że cyklu zacieśnienia nie należy przewlekać w czasie. My przecież w tej chwili, podejmując decyzje o stopach, myślimy o ostatnim kwartale 2009 r. Tu jeszcze możemy coś zyskać. Poza tym jesteśmy w takiej sytuacji, że gospodarka światowa traci tempo, że negatywne impulsy amerykańskie mogą się przenieść na Europę. Więc gdyby nastąpiło spowolnienie, którego na razie w gospodarce polskiej nie widać, ja wolę mieć pewien margines stóp, z którego mogę schodzić, niż znaleźć się w sytuacji, że inflacja nie pozwala mi na obniżki. Moim zdaniem, znakomicie rozegrał to Bank Anglii, który w połowie 2007 roku doprowadził inflację do celu, a jeszcze podniósł stopy i teraz ma możliwość dokonywania obniżek. W porównaniu z właściwie wszystkimi bankami centralnymi na świecie ma najłatwiejszą sytuację.

Czy, Pana zdaniem, dotychczasowe wzmocnienie złotego jest argumentem przeciwko podwyżkom stóp? Na wysoki kurs skarżą się eksporterzy, pojawiają się głosy za interwencjami na rynku walutowym...

Wzmocnienie złotego sprzyja obniżeniu inflacji i w związku z tym w tej chwili jakiekolwiek interwencje nie mają zupełnie sensu. Jak długo zachowanie kursu nie wchodzi w kolizję z realizacją celów polityki pieniężnej, tak długo nie są uzasadnione.

Jeśli Pana scenariusz dalszych podwyżek zostałby zaakceptowany przez RPP, mielibyśmy stopy wyraźnie wyższe niż w największych gospodarkach i wtedy pojawia się problem dysparytetu, który przyciąga do nas kapitał i powoduje umocnienie złotego.

Dysparytet stóp nie jest jedynym czynnikiem kształtującym kurs walutowy. Do pojawienia się zaburzeń na globalnych rynkach finansowych złoty był niezwykle stabilny. Tak było właściwie od połowy 2005 r. do sierpnia 2007 r. Natomiast ubiegłoroczne wyraźne wzmocnienie wzięło się z przekonania, że w warunkach niestabilności na rynkach globalnych część krajów wschodzących, w tym Polska, jest dobrym miejscem do zakotwiczenia się na jakiś czas. A więc nie było to wzmocnienie o charakterze fundamentalnym.

Podwyżki stóp w tym pomogły.

Tak, ale to nie była zasadnicza przyczyna. Nie wykluczam natomiast, że w jakimś stopniu z dysparytetem było związane wzmocnienie w ostatnim okresie - po marcowej podwyżce stóp. Ale teraz pojawia się pytanie: do jakiego stopnia bardziej podnosi atrakcyjność inwestowania w złotego oczekiwanie na dalsze podwyżki. Czy właśnie dlatego nie byłoby lepiej szybko zakończyć cykl zacieśnienia polityki monetarnej, dając sygnał, że teraz będziemy obserwować gospodarkę, niż podtrzymywać oczekiwanie, że teraz nie, ale może w jakiejś perspektywie będzie kolejna podwyżka. Wiadomo już, że na niektórych posiedzeniach tegorocznych były proponowane podwyżki o 50 punktów bazowych. To wynikało właśnie z przekonania, że cykl zacieśniania polityki pieniężnej lepiej zakończyć wcześniej, niż z tym czekać.

Czy w takim razie wyobraża Pan sobie, że cykl zacieśniania polityki można zakończyć 50-punktową podwyżką?

Osobiście nie wykluczałbym takiego manewru, ale odwołując się do tych posiedzeń, których przebieg jest znany, powiedziałbym, że jest małe prawdopodobieństwo uzyskania w RPP większości dla takiej decyzji. Wtedy trzeba by oczywiście jasno powiedzieć, że weszliśmy na poziom stóp, który - w perspektywie oddziaływania polityki pieniężnej - uważamy za właściwy dla ustabilizowania inflacji, a następnie sprowadzenia jej z powrotem do celu.

Czy podobnego sformułowania można się spodziewać, gdyby RPP dalej posługiwała się krokami 25-punktowymi?

Rada od czasu, kiedy w bardziej intensywny sposób zacieśnia politykę, komunikuje cały czas, że są to decyzje dostrajające stopę do właściwego poziomu i że cykl nie został zakończony.

Niektórzy członkowie RPP mówią, że gdyby nie ceny regulowane, już teraz mielibyśmy dobrą sytuację, jeśli chodzi o inflację.

One bez wątpienia stanowią wyzwanie. Podwyżki cen już miały miejsce i jeszcze będąA - zgodnie z regułami statystyki - ustąpienie ich efektu dla rocznego wskaźnika inflacji to perspektywa przyszłego roku.

O ile nie pojawią się kolejne takie podwyżki. Nie wiadomo w tej chwili, jaki będzie finalny efekt deregulacji rynku energii. Są takie opinie, że teraz producenci chcą podnieść ceny, by wówczas, gdy konkurencja nie będzie na to pozwalać, dysponować lepszym punktem wyjścia. Ale to nie tylko energia, także gaz, czy ceny regulowane na szczeblu lokalnym, jak wywóz śmieci.

Ja nie jestem takim optymistą. Uważam, że to jest sprawa przyszłości. Być może pewien oddech pojawi się w 2009 roku.

Czy widzi Pan ryzyko dla inflacji ze strony cen usług?

Będzie dalsze przyspieszenie w tym zakresie. Jeśli weźmiemy pod uwagę dynamikę cen takich usług, jak zdrowie, edukacja czy restauracje, to od tego momentu, kiedy ja zacząłem o tym mówić, do dzisiaj roczna dynamika podniosła się bardzo niepokojąco i dalej rośnie.

A jeśli chodzi o inflację bazową?

Tu znów pojawia się problem cen kontrolowanych, które są uwzględniane np. przy liczeniu inflacji netto. Inflacja bazowa bardziej zauważalnie rosła w 2006 r. - wówczas właśnie to mnie przekonywało do opowiadania się za podwyżkami stóp procentowych, których ostatecznie nie było. Obecne mocne przyrosty inflacji bazowej są spowodowane m.in. właśnie cenami kontrolowanymi, a nie wyłącznie presją popytową. To jest trudne do rozdzielenia.

Oczywiście, mogę się pokrzepiać tym, że na wskaźnik wpływają ceny kontrolowane. Ale jeśli jednocześnie jest wysoki wzrost płac, kredytu i do tego dochodzą duże transfery od Polaków z zagranicy, to trzeba pamiętać, że za jakiś czas podnosić się będą również ceny innych towarów i usług.

Dziękuję za rozmowę.

fot. a. cynka

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy