Zgodnie z oczekiwaniami, Europejski Bank Centralny i Komisja Europejska zaakceptowały wniosek naszych sąsiadów o przyjęcie do strefy euro 1 stycznia 2009 r. Jednak dokonana przez nie ocena sytuacji gospodarczej na Słowacji jest bardziej sceptyczna, niż się spodziewano. Obawy o to, że inflacja będzie tam nadal rosnąć, starał się wczoraj rozwiać szef Narodowego Banku Słowacji.
EBC ostatecznie uznał wczoraj, że Słowacja spełniła cztery wymagane kryteria konwergencji. Na tej podstawie KE mogła wyrazić zgodę na poszerzenie eurolandu, choć komisarz ds. gospodarczych i walutowych Joaquin Almunia zaznaczył, że przed Bratysławą wciąż dużo pracy. - Aby sprawić, by przyjęcie euro stało się sukcesem, Słowacja musi czynić wysiłki, by utrzymać środowisko niskoinflacyjne, być bardziej ambitna w kwestii konsolidacji budżetu i wzmocnić swoją konkurencyjność - stwierdził.
Problemy mogą wrócić
Słowacy zbili inflację do poziomu 2,2 proc. (12-miesięczna średnia zharmonizowana), przy dopuszczalnym limicie wynoszącym dziś 3,2 proc. Jednak EBC ostrzega, że w kolejnych miesiącach wzrost cen przyspieszy. Bankierzy z Frankfurtu zakładają, że przyjęcie euro zwiększy inflację o około 1 pkt proc. Tymczasem słowacki rząd szacował, że będzie to 0,3-0,5 pkt proc. Wczoraj w tym duchu wypowiadał się Ivan Sramko, prezes NBS. - Nasze ceny rosną nie tak bardzo, jak te w strefie euro i będzie tak też w długim okresie - powiedział "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Co więc radzi Bruksela przyszłemu najbiedniejszemu członkowi eurolandu? Bratysława ma kontrolować wzrost płac, zacieśnić politykę fiskalną i dalej poprawiać funkcjonowanie rynków towarowych. KE pochwaliła Słowację za uporanie się z wysokim deficytem budżetu (spadł do 2,2 proc. PKB), ale przestrzegła przed spoczywaniem na laurach. Zarekomendowała jednocześnie Radzie UE zakończenie stosowania wobec tego kraju procedury nadmiernego deficytu.