Piątkowe dane na temat produktu krajowego brutto w I kwartale okazały się minimalnie wyższe od prognoz analityków. Wzrost wyniósł 6,1 proc. Większość ekonomistów spodziewała się, że dynamika nie przekroczy 6 proc. Skoro wzrost był wyższy od przewidywań, to czy mamy się z czego cieszyć? Niekoniecznie.

Po pierwsze te wyniki dotyczą okresu, który jest już za nami. Spółki giełdowe już dawno podsumowały swoje osiągnięcia w pierwszych trzech miesiącach roku. I dla samych firm, i dla posiadaczy lub potencjalnych nabywców ich akcji ważniejsze są perspektywy na kolejne kwartały.

Tu zaś wiadomości wcale nie muszą być najlepsze. Wysoki wzrost w I kwartale w przeważającej części zawdzięczamy szybko rosnącej konsumpcji. Ten główny motor napędowy gospodarki ma tę wadę, że gdy mocno pracuje, prędzej czy później prowadzi do wzrostu inflacji. Aby jej przeciwdziałać, Rada Polityki Pieniężnej musi podnosić stopy procentowe. I w najbliższych tygodniach zapewne podniesie je kolejny raz. Piątkowe dane, chociaż na pozór optymistyczne, zapewne będą miały ten jeden nieprzyjemny skutek w przyszłości.

Nie zapominajmy też, jakie są źródła wzrostu konsumpcji. To rekordowe podwyżki płac i wysoki wzrost zatrudnienia, które - z punktu widzenia pracodawców - oznaczają rosnące trudności ze znalezieniem pracowników i coraz wyższe koszty. Czy uda się je zrekompensować, zwiększając sprzedaż? Odpowiedź na to pytanie poznamy dopiero czytając sprawozdania spółek z działalności w kolejnych kwartałach.