Szybki wzrost gospodarczy, któremu towarzyszy jeszcze szybsza inflacja, sprawiają, że wynagrodzenia Rumunów w zauważalny sposób rosną z miesiąca na miesiąc. Są już pierwsze sygnały, że zniechęceni tym zagraniczni inwestorzy inne kraje wybiorą na lokalizację swoich projektów. Skorzystać może Polska.
Większość tegorocznej wiosny przebiegała między Dunajem a Karpatami pod znakiem dawno nieoglądanych w kraju strajków. Na wiele tygodni ustała produkcja w należących do Renault zakładach Dacii, stanęła też huta ArcelorMittala w Galati. W przeprowadzonych tam wielotysięcznych strajkach udział brali przedstawiciele związków zawodowych z całego kraju. Doszło do zamieszek, policja użyła gazów łzawiących. Był to poważny sygnał ostrzegawczy dla dużych zachodnich firm, które w ostatnich latach ściągały do Rumunii.
Brak rąk do pracy
Strajkujący robotnicy domagali się - całkiem skutecznie - tego, z czego większość Rumunów korzysta już od dawna: znaczących podwyżek pensji. Wynagrodzenia w przemyśle rosną w tempie ok. 13 proc. rocznie, a w całej gospodarce - ok. 20 proc. Rząd deklaruje, że wzrost wynagrodzeń w sektorze budżetowym chciałby zamknąć w 10 proc., ale w tym roku zgodził się już na większą podwyżkę dla kolejarzy. Część politologów twierdzi, że przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi Rumunię czekają kolejne podwyżki płac. Presję na firmy prywatne wzmaga dodatkowo fakt, że coraz więcej osób wybiera emigrację zarobkową, przede wszystkim do Włoch i Hiszpanii.
- Zagraniczni menedżerowie są zszokowani oczekiwaniami finansowymi rumuńskich pracowników - mówi cytowana przez gazetę "Business Standard" Mihaela Perianu, dyrektor agencji pośrednictwa Aims Human Capital Romania. - Branże, które wymagają dużej liczby osób, umierają - stwierdza na łamach dziennika "Ziarul Financiar" Florin Tataru, szef działu HR w firmie spożywczej Vel Pitar. W tej sytuacji Rumunia stracić może szansę na duże inwestycje, o które rywalizuje z krajami regionu. Największe projekty zapowiedziały austriacka Voestalpine, niemiecki Daimler i francuska grupa PSA.