Zatory płatnicze to hasło dobrze znane wszystkim przedsiębiorcom, zwłaszcza tym z dłuższym doświadczeniem w prowadzeniu biznesu. Jeszcze pięć-sześć lat temu prawie codziennie można było usłyszeć lub przeczytać o firmach popadających w poważne tarapaty na skutek utraty płynności finansowej. Wzajemne opóźnienia w płaceniu faktur przez całe "łańcuszki" przedsiębiorstw były na porządku dziennym. Paradoks tego zjawiska polega na tym, że dotyka ono zarówno firmy źle zarządzane, jak i te efektywne, które wpadają w kłopoty poprzez handel z nierzetelnymi partnerami. Tak powstaje łańcuch wzajemnych zaległości płatniczych. A wszystko to w zgodzie z niepisaną zasadą przedsiębiorców: zapłacę swoje zobowiązania handlowe, kiedy otrzymam moje należności.
W późniejszym okresie, głównie dzięki wyraźnej poprawie koniunktury, o problemach z obsługą zatorów płatniczych przycichło. Nawet wtedy jednak to negatywne zjawisko nie znikło z życia codziennego. Pewną mutacją zatorów płatniczych jest bowiem wykorzystywanie dominującej pozycji względem "słabszego" partnera handlowego i wydłużanie terminów spłaty zobowiązań. Dziś znów powracają obawy. Bieżąca koniunktura w przemyśle już zwalnia. Większość analityków i ekonomistów zapowiada trwalsze spowolnienie w gospodarce. To w naturalny sposób przełoży się na spadek popytu i pogorszenie kondycji finansowej firm. Problem zatorów płatniczych znów może o sobie przypomnieć.
Powtórki z przeszłości
(na razie) nie będzie
Na rynku windykacyjnym słychać, że zjawisko zatorów płatniczych, choć może się nasilić, to obecnie nie jest dużym problemem. Krzysztof Matela, prezes Polskiego Związku Windykacji i prezes EGB Investments, przyznał niedawno, że w ostatnich latach przedsiębiorcy znacznie pogłębili wiedzę o zarządzaniu wierzytelnościami. Jego zdaniem, niepłacenie zobowiązań w uzgodnionym terminie przez firmy wynika bardziej z chęci polepszenia swojej płynności finansowej niż z faktycznej niemożności ich zapłacenia. Matela przyznał, że nagminną praktyką stało się negocjowanie terminów płatności, tak by wydłużyć je z 14 czy 21 dni do 45, a czasem nawet 90 dni.