O ponad jedną trzecią staniały w ciągu tygodnia akcje Fortisu, jednej z największych grup finansowych w krajach Beneluksu. Powód? Spekulacje, że firma, która ma u nas dwa banki - jeden pod własną marką i drugi Dominet Bank - może mieć kłopoty z płynnością.

Tylko w piątek akcje taniały na giełdzie w Brukseli o 12 proc. Inwestorzy nie zważali na zapewnienia dyrektora generalnego Hermana Verwilsta, który mówił, że Fortis ma solidną bazę kapitałową 300 mld euro i ma dużo lepsze od wymaganych wskaźniki wypłacalności. Podkreślał, że poszczególne składniki firmy są warte znacznie więcej niż jej obecna kapitalizacja, która stopniała do 14 mld euro. W piątek wieczorem poinformowano, że Verwilsta zastąpi na stanowisku Filip Dierickx.

Fortis w zeszłym roku był uczestnikiem konsorcjum, które dokonało przejęcia i podziału holenderskiego banku ABN Amro. Grupie przypadł lokalny biznes ABN Amro. Finalizacja transakcji, kosztującej Fortis 24 mld euro, przypadła jednak już po wybuchu kryzysu na rynku subprime, co znacznie podniosło koszty finansowania.

Pierwszy raz o możliwych problemach Fortisu zrobiło się głośno w czerwcu. Firma ogłosiła wtedy plan pozyskania 8 mld euro kapitału, w tym 1,5 mld euro w drodze emisji akcji. Postanowiła też zrezygnować z dywidendy. Akcjonariusze przypuścili wtedy na spółkę atak, który skończył się dymisją prezesa Jeana-Paula Votrona. Teraz spekulacje wróciły. Choć sama spółka zapowiada sprzedaż pobocznych aktywów za 5-10 mld euro, to według dziennika "De Tijd" jej sytuacja jest tak trudna, że może być zmuszona pozbyć się nawet najbardziej kluczowych składników majątku. Po rynku chodzą też słuchy, że holenderski bank centralny poprosił Rabobank o wspomożenie Fortisu. Obie firmy zaprzeczyły, ale wątpliwości pozostają.

- Sprawy dla Fortisu wyglądają źle - nie kryje Valerie Cazaban, zarządzająca z funduszu Stratege Finance. Specjaliści podkreślają, że Fortis ma wprawdzie bardzo dużą bazę depozytową, ale nie wykluczają, że klienci mogą się przestraszyć wydarzeń wokół spółki i zacząć zabierać pieniądze. Bloomberg