Wczoraj wart 700 miliardów dolarów plan ratowania rynków finansowych miał być poddany pod głosowanie w izbie niższej Kongresu. Dziś lub jutro miał się zająć nim Senat. Szczegóły tego planu, którego autorem jest sekretarz skarbu Henry Paulson, liderzy republikanów i demokratów uzgadniali w ciągu weekendu, żeby zdążyć przed otwarciem rynków azjatyckich.
Banki straszą inwestorów
Kongresmeni jednak giełdom nie pomogli. Plan Paulsona w pierwszym głosowaniu został odrzucony, chociaż nie była to decyzja ostateczna. Nie pomógł też Fed, który zdecydował się wpompować w światowy system finansowy - poprzez wymianę walut z innymi bankami centralnymi i rozszerzenie programu awaryjnych pożyczek - kolejne 630 mld USD.
Przecena akcji rozpoczęła się od rynków azjatyckich. Hang Seng w Hongkongu stracił ponad 4 proc., Nikkei 225 w Tokio ponad 1 proc. Potem fala sprzedaży ruszyła w Europie, a na koniec także i na samej Wall Street. S&P 500 tracił 8,8 proc., najwięcej od 26 października 1987 r. Światowy indeks MSCI spadł o 4,4 proc., najwięcej od 1997 r. Znów podskoczyły wyraźnie stopy na rynku międzybankowym - dla trzymiesięcznych pożyczek w euro sięgnęły 5,27 proc., najwyższego poziomu w historii, a dla dolarów 3,88 proc., najwięcej od stycznia.
Powodem złych nastrojów tym razem stały się jednak nie doniesienia zza Atlantyku, a kłopoty banków w Europie. Przez weekend ważyły się losy dwóch instytucji - belgijsko-holenderskiego Fortisu i brytyjskiego Bradford & Bingley. Ostatecznie trzeba było je znacjonalizować. Niemiecki rząd pomógł ponadto lokalnemu Hypo Real Estate Holdings, a akcjonariusze wydali wyrok na francuski bank Dexia, przeceniając akcje o jedną trzecią (tekst obok).