W Turcji czy Brazylii sytuacja jest zupełnie inna. Są to duże kraje, których rozwój jest napędzany wzrostem demograficznym. W Turcji każdego roku przybywa ok. 0,5 mln mieszkańców, co naturalnie napędza popyt konsumpcyjny. Ponadto są to kraje niskich kosztów i dużej konkurencji na rynku pracy, mają więc możliwość rozwoju przez zwiększanie eksportu.
Ostatnie dane o wzroście polskiego PKB pokazują, że w niewielkim stopniu zależał on od eksportu netto. Nie jest to chyba typowe dla rynków wschodzących, których gospodarki w znacznym stopniu bazują na eksporcie?
Tak rzeczywiście jest, choć nie jest to regułą. Wzrost gospodarczy Turcji o prawie 9 procent w zeszłym roku (w tym roku zgodnie z prognozami ma to być ok. 5–6 proc.) był w dużej mierze spowodowany popytem wewnętrznym. Kontrybucja eksportu netto była niewielka, podobnie jak inwestycji. Podstawy tureckiego wzrostu nie są więc zdrowe.
Polska jest w o tyle lepszej sytuacji, że dużo inwestuje w infrastrukturę. To inwestycje napędzają u nas wzrost gospodarczy, np. gorączkowe przygotowania do Euro 2012. Mimo to oczekiwane pogorszenie sytuacji gospodarczej krajów Unii w drugim półroczu, szczególnie w IV kwartale, bez wątpienia odciśnie piętno na naszej gospodarce. Obecnie trudno ocenić, jaka będzie skala spowolnienia gospodarczego. Na recesję na razie się nie zanosi, jednak nad światową gospodarką wisi widmo poważnego spowolnienia. Najwięcej zagrożeń dla polskiej gospodarki płynie z zewnątrz. Patrząc na fundamenty, widzimy, że Polska w dalszym ciągu wypada dobrze na tle krajów regionu, wzrost gospodarczy jest zdrowy, oparty na wielu filarach. Dzięki temu można założyć, że w razie światowej dekoniunktury nasz rynek będzie stabilniejszy. Polskie spółki będą prawdopodobnie wyceniane z premią za stabilność.
Czy to nie jest tak, że w wypadku zawirowań na rynkach finansowych inwestorzy w pierwszej kolejności uciekają z rynków rozwijających się, mimo że przynoszą one wyższe stopy zwrotu niż rynki dojrzałe?
Rzeczywiście – inwestorzy zagraniczni są bardzo aktywni na rynkach wschodzących w okresach dobrej koniunktury i niskiej awersji do ryzyka, a w niepewnych czasach wybierają stabilniejsze kraje rozwinięte oraz spółki i sektory defensywne. Musimy jednak mieć świadomość, jacy inwestorzy zagraniczni inwestują w Polsce. Tylko w niewielkim stopniu są to fundusze światowe. W przeważającej mierze w Polsce pieniądze swoich klientów lokują fundusze regionalne, inwestujące w Europie Środkowo-Wschodniej i Rosji. Jeżeli rzeczywiście w gospodarce światowej dzieje się coś złego, to fundusze tego typu mają dwa wyjścia – albo sprzedają akcje i zabezpieczają się krótkimi pozycjami na kontraktach terminowych, albo zmieniają strukturę portfela. W okresach koniunktury w portfelach takich funduszy największy udział stanowi Rosja, jednak przy realizacji negatywnego scenariusza zwiększają one udział polskich spółek – z reguły i tak dość duży, porównywalny do akcji czeskich i węgierskich razem wziętych – kosztem rosyjskich, których kondycja w dużej mierze zależy od światowego popytu na surowce.