Dla osób, które teraz zamierzają ulokować swój kapitał na rynkach finansowych, takim najgorszym scenariuszem może być zwiastowany przez wielu ekspertów możliwy rozpad strefy euro. Choć trudno sobie wyobrazić, by projekt unii walutowej mógł nagle lec w gruzach, to jednak wystąpienie ze strefy niektórych państw jest już całkiem prawdopodobne. W tym gronie są oczywiście kraje Południa, czyli Grecja, Hiszpania, Włochy i Portugalia. O ile w długim terminie usunięcie „wadliwych elementów" może odnieść pozytywny skutek, to w krótkim zostanie to odebrane jako pogłębienie kryzysu. Pojawią się więc kolejne obawy o losy wspólnej waluty, zwiększy się ogólna awersja do ryzyka i kapitał zacznie odpływać ze Starego Kontynentu. Te skutki odbiją się czkawką nie tylko krajom strefy euro, ale również gospodarkom wschodzącym z jej najbliższego otoczenia, w tym Polsce. Warto się z tą myślą oswoić i mieć opracowany plan awaryjny na wypadek „minieurogedonu".
Trzy drogi zakażenia
Dlaczego polski rynek miałby ucierpieć na problemach zachodnich gospodarek? Specjaliści, a wśród nich Witold Orłowski, członek Rady Gospodarczej przy premierze Donaldzie Tusku, wskazują na trzy kanały, którymi kryzys będzie uderzał w Polskę. Najważniejszy jest handlowy. Aż 80 proc. naszego eksportu trafia do krajów Unii Europejskiej, a w razie pogorszenie sytuacji na Zachodzie, trudno oczekiwać, by popyt na nasze towary rósł. Wręcz przeciwnie, nasi kontrahenci będą ciąć koszty, ograniczać zamówienia, co bezpośrednio odbije się na spadku naszych inwestycji i wzroście bezrobocia. Drugi kanał ma charakter finansowy. Jako gospodarka wschodząca, jesteśmy bardziej narażeni na zawirowania w otoczeniu makroekonomicznym. Gdy koniunktura jest dobra, nasze akcje i obligacje są chętnie kupowane. W momencie pogorszenia ogólnej sytuacji, to naszych aktywów inwestorzy pozbywają się najszybciej. Ostatnia droga zakażenia to banki. Aż 75 proc. naszego sektora bankowego należy do międzynarodowych grup finansowych. Jeśli one będą mieć problemy, to niewykluczone, że ograniczą również działalność kredytową swoich spółek córek. Podsumowując, jeśli zaraza dotknie Polski, można oczekiwać spowolnienia tempa wzrostu gospodarczego, słabnięcia naszej waluty oraz spadku cen akcji i obligacji.
Magia finansów
Wygląda więc na to, że pogłębienie kryzysu w strefie euro całkowicie zepsuje klimat inwestycyjny w naszym kraju i lepiej będzie się trzymać od rynku z daleka. To jednak tylko pozory. Nowoczesne finanse mają w swoim arsenale instrumenty pochodne, które pozwalają grać na spadkach. Spodziewając się odpływu kapitału z naszego kraju, a co za tym idzie załamania kursów wielu aktywów, można przyjąć niedźwiedzią postawę i zacząć otwierać pozycje krótkie w kontraktach terminowych. Warszawska giełda ma w?swojej ofercie pochodne indeksowe, akcyjne oraz walutowe. Z racji ich niskiej płynności, wybór ogranicza się tylko do kontraktów na WIG20, KGHM oraz dolara. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by skorzystać z platform foreksowych, które zapewniają duże obroty zarówno na polskim indeksie, jak również na złotowych parach walutowych.
Do wyboru, do koloru
Realizacja czarnego scenariusza dotyczącego strefy euro uruchomi falę spadków nie tylko w Polsce, ale również w innych krajach naszego kontynentu. Wystarczy spojrzeć na konstrukcję portfela autorskiego funduszu inwestycyjnego Krzysztofa Rybińskiego, o jednoznacznej nazwie Eurogedon, by przekonać się, że nastawienie wobec wszystkiego, co europejskie jest zdecydowanie niedźwiedzie. Fundusz lokuje swoje aktywa w krótkie pozycje w: kontraktach futures na indeksy WIG20, DAX, CAC40 i Euro Stoxx 50 oraz włoskich obligacjach, długie pozycje w futures na złoto i opcjach put na indeksy giełdowe. Do tego dochodzą lokaty w funduszu ETF zarabiającym na aprecjacji dolara i deprecjacji euro oraz wolne środki pieniężne w obligacjach USA. Rybiński liczy więc, że kapitał, który odpłynie z Europy, znajdzie swoją przystań w USA.
Eurogedon już wystartował i na razie jest pod kreską. Inwestorzy indywidualni są jednak w lepszej sytuacji. Mogą czekać na rozwój sytuacji w strefie euro i w razie pogorszenia sytuacji, być gotowym na zmianę strategii.