Od tego czasu kruszec zaczął zyskiwać na wartości. W efekcie pod koniec kwietnia cena doszła do poziomu 1300 dolarów za uncję. Niektórzy analitycy zaczęli mówić, że kwestią czasu jest przełamanie tej bariery na stałe. Tymczasem złoto wykonało kolejny zwrot. Tylko w maju kruszec ten stracił na wartości ponad 6 proc. W efekcie, zamiast atakować poziom 1300 dolarów, trzeba obecnie bronić 1200 dolarów. Aktualnie za uncję złota trzeba płacić około 1210 dolarów.

W dużej mierze zadecydowała o tym Rezerwa Federalna, która coraz wyraźniej daje do zrozumienia, że podwyżki stóp procentowych można się spodziewać szybciej, niż tego powszechnie oczekiwano (aktualnie mowa jest o czerwcu). To doprowadziło do umocnienia amerykańskiego dolara, a to z kolei przełożyło się na słabość złota. – W piątek w jastrzębim tonie wypowiedziała się prezes Rezerwy Federalnej Janet Yellen, która powiedziała, że jeśli sytuacja w amerykańskiej gospodarce będzie się poprawiać zgodnie z oczekiwaniami, to Fed powinien podwyższyć stopy procentowe w najbliższych miesiącach. Z fundamentalnego punktu widzenia wyższe stopy procentowe sprawiają, że koszt alternatywny posiadania złota

w swoim portfelu jest wyższy, co zmniejsza atrakcyjność tego kruszcu jako inwestycji. To właśnie dlatego spekulacje dotyczące poziomu stóp procentowych są w ostatnich latach głównym czynnikiem wpływającym

na ceny złota na globalnym rynku – zauważa Dorota Sierakowska, analityk DM BOŚ. Nie można jednak zapominać, że na horyzoncie jest jeszcze potencjalny Brexit. Jeśli rzeczywiście Wielka Brytania zdecyduje się opuścić Unię Europejską, złoto zapewne znów stanie się „bezpieczną przystanią".