Poniedziałkowa sesja na chińskich giełdach była dosyć nerwowa. Przez większą jej część indeksy traciły po ponad 1 proc. Później jednak najprawdopodobniej państwowe chińskie banki zaczęły skupować akcje różnych spółek, by powstrzymać spadki. Shanghai Composite ostatecznie zakończył poniedziałkową sesję 0,7 proc. na plusie, ale Hang Seng, główny indeks giełdy w Hongkongu, spadł o 0,8 proc. i znalazł się najniżej od listopada 2022 r. Impulsem do tej przeceny były dane wskazujące, że deflacja w Chinach pogłębiła się.
Ceny konsumpcyjne spadły w listopadzie w Państwie Środka o 0,5 proc. rok do roku po październikowym spadku o 0,2 proc. To był ich największy spadek od listopada 2020 r. Średnio prognozowano, że zmniejszą się one tylko o 0,1 proc. Ceny producenckie spadły natomiast o 3 proc., po tym jak w październiku zmniejszyły się o 2,6 proc. To był ich 14. spadkowy miesiąc z rzędu.
– Presja deflacyjna wzrosła, a popyt krajowy pozostaje słaby. To wskazuje, że potrzeba polityki fiskalnej zapewniającej większe wsparcie dla popytu wewnętrznego, by uniknąć spirali spadku cen – ocenia Zhang Zhiwei, główny ekonomista firmy Pinpoint Asset Management.
Dane o deflacji podsycają obawy inwestorów dotyczące kondycji gospodarki chińskiej. To przekłada się na słabą koniunkturę na giełdach Chin kontynentalnych i Hongkongu. Shanghai Composite stracił od początku roku ponad 3 proc. Hang Seng spadł natomiast od początku aż o ponad 18 proc. Wszystko wskazuje więc, że kończący się 2023 r. będzie dla giełdy w Hongkongu już czwartym spadkowym rokiem z rzędu. Obroty na tym parkiecie są o 14 proc. niższe od średniej za ostatnie pięć lat, a ofert publicznych było w tym roku najmniej od 2001 r. To sprawia, że gorzej radzą sobie miejscowe domy maklerskie. Od początku 2023 r. zamknięto tam ich około 30, podczas gdy w 2022 r. przestało działać 49.