Podatek zapowiedział w poniedziałek wieczorem minister finansów Guido Mantega. Pojawi się on więc wbrew deklaracjom brazylijskiego prezydenta Luiza Inacio Luli da Silvy, który mówił kilka dni temu, że nie ma planów wprowadzania żadnych nowych danin.
Podatek ma wynosić 2 proc. od wartości akcji i obligacji i będzie naliczany w momencie ich zakupu. Będą go płacić tylko inwestorzy zagraniczni.
Jako powody wprowadzenia daniny Mantega podał chęć ukrócenia spekulacji na rynkach kapitałowych oraz obawy przed nadmierną aprecjają miejscowej waluty, reala, w wyniku wzrostu globalnej płynności. W tym roku real zyskał już 35 proc. w stosunku do dolara, głównie za sprawą oczekiwań ożywienia brazylijskiej gospodarki i wzrostu apetytu na ryzykowne aktywa. To najwięcej spośród 16 najczęściej kupowanych i sprzedawanych walut na świecie. Tylko w ciągu ostatniego miesiąca umocnił się o ponad 5 proc. Szkodzi to brazylijskim eksporterom, a zwiększa popyt na import, co może zaszkodzić gospodarce, która szybko uporała się z pierwszą od 2003 r. recesją.
Wczoraj real osłabił się o ponad 1 proc., do 1,738 za dolara. Na minusie przebiegały też notowania kontraktów terminowych na indeksy giełdowe.
Ale eksperci nie sądzą, że spadek wartości waluty (czy też cen akcji) utrzyma się w dłuższym terminie. – Niestety, podobne posunięcia poza reakcją natychmiastową raczej nie mają długoterminowych efektów – uważa Doug Smith, analityk ds. Ameryki Łacińskiej w Standard Chartered Bank, cytowany przez agencję Dow Jones. Zdaniem specjalistów, napływ kapitału mogłyby powstrzymać inne rozwiązania, jak redukcja wydatków rządowych czy obniżenie podatków od importu dóbr kapitałowych.