Chińska gospodarka budzi zazdrość. Urosła w zeszłym roku o imponujące 8,7 proc., choć niemal cała reszta świata pogrążona była w kryzysie. Co więcej, to Chiny wyciągają jak dotąd Zachód z ekonomicznej zapaści. To właśnie wzrost popytu wewnętrznego w ChRL wywołany rządowym pakietem stymulacyjnym pozwolił krajom takim jak Niemcy i Japonia na wyjście z recesji. Wiąże się z tym również początek trendu wzrostowego na zachodnich giełdach przypadający na wiosnę 2009 r. Ale chińska gospodarka budzi nie tylko zazdrość świata, ale też niepokój.
Prognozy mówią, że PKB ChRL wzrośnie w tym roku nawet od 8 proc. do 16 proc. Takie tempo wzrostu może grozić przegrzaniem gospodarki, a w konsekwencji nowym kryzysem. Coraz więcej ekspertów dostrzega też w Chinach objawy narastania gigantycznej bańki spekulacyjnej. Jej pęknięcie, zapowiadane przez część analityków na 2010 r., będzie zaś miało bardzo poważne konsekwencje dla światowej gospodarki. Litania czarnowidzów – Reakcja chińskich władz na ostatni kryzys zwiększyła ryzyko narodzin bańki w gospodarce – twierdzi Kenneth Rogoff, wykładowca z Uniwersytetu Harvarda i zarazem były główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego
W 2008 r. trafnie przewidział eskalację kryzysu finansowego w USA, teraz się spodziewa, że wzrost gospodarczy w Chinach może nagle zwolnić do 2 proc. rocznie. Spowodowane będzie to najprawdopodobniej pęknięciem bańki na rynku nieruchomości. Rogoff jest ostrożnym analitykiem i mówi, że załamanie nastąpi „w ciągu dekady”. Są więksi alarmiści. – Istnieje 99-proc. prawdopodobieństwo, że wzrost PKB w Chinach znacząco zwolni. Ryzyko, że dojdzie do załamania wynosi zaś 30 proc. – uważa Marc Faber, jeden z guru inwestorów, szef funduszu Marc Faber Ltd. Oryzyku poważnego przegrzania chińskiej gospodarki (a w konsekwencji spowolnienia jej wzrostu) mówił też w ostatnich tygodniach znany inwestor George Soros, szef firmy inwestycyjnej Soros Fund Management. – Jestem bardzo ostrożny co do chińskiej gospodarki. Jeżeli zostanie ona nieco schłodzona, będę większym optymistą. Po eksplozji kredytu, jaką i dzieliśmy w Chinach, musi się pojawić problem nie spłacanych pożyczek. Od tego, jak będzie on duży, zależy to, czy chińską gospodarkę czeka miękkie czy twarde lądowanie – stwierdził Soros.
Zdaniem wielu ekspertów bezpośrednią przyczyną „twardego lądowania” może być pęknięcie bańki na chińskim rynku nieruchomości. – To Dubaj razy tysiąc, albo jeszcze gorzej. Bańka pęknie szybciej, niż się spodziewamy – uważa James Chanos, szef funduszu hedgingowego Kynikos Associates. Wcześniej przewidział on m.in. bankructwo Enronu. Obecnie uważa, że na rynku nieruchomości w Państwie Środka powstała gigantyczna bańka spekulacyjna. Twierdzi również, że rząd w Pekinie fałszuje gospodarcze statystyki. – Chiński rynek nieruchomości doświadczy prawdopodobnie w tym roku poważnej korekty, gdyż zwyżki cen z 2009 r. są nie do podtrzymania – wskazuje Christopher Lee, dyrektor w agencji ratingowej Standard & Poor’s. Jego zdaniem decydująca dla deweloperów z ChRL może okazać się połowa roku, gdy wzrośnie podaż na rynku, a działania rządu (schładzanie gospodarki) mogą zmniejszyć popyt.
Oczywiście istnieją również rynkowi guru oraz analitycy uważający, że pęknięcie bańki w Chinach jeszcze przez dłuższy czas nie będzie nam groziło. Bykiem jeśli chodzi o ocenę perspektyw chińskiej gospodarki (choć przyznaje on ostatnio, że istnieje bańka na rynku nieruchomości w ChRL) jest m.in. Jim Rogers, guru inwestorów surowcowych, szef Rogers Holding. – To interesujące, że ludzie, którzy dziesięć lat temu nie wiedzieli nic o Chinach, mówią, że teraz jest tam bańka – kpił Rogers. Wbrew drwinom Rogersa tezę o możliwym spowolnieniu wzrostu gospodarczego w Chinach po pęknięciu bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości głoszą nie tylko zachodni inwestorzy, ale także Bank Światowy i chińscy eksperci (również powiązani z rządem).