Nie trzeba być paranoikiem, by dostrzegać w Chinach bańkę

Wielu rynkowych guru ostrzega, że w Chinach narasta olbrzymia bańka, której pęknięcie doprowadzi do poważnego spowolnienia wzrostu gospodarczego w ChRL. Perspektywa ta zaczyna niepokoić władze w Pekinie. Podejmowane przez nie działania mające zmniejszyć ryzyko wzbudzają jednak kontrowersje

Publikacja: 03.04.2010 11:03

Nie trzeba być paranoikiem, by dostrzegać w Chinach bańkę

Foto: Fotorzepa, Dominik Pisarek Dominik Pisarek

Chińska gospodarka budzi zazdrość. Urosła w zeszłym roku o imponujące 8,7 proc., choć niemal cała reszta świata pogrążona była w kryzysie. Co więcej, to Chiny wyciągają jak dotąd Zachód z ekonomicznej zapaści. To właśnie wzrost popytu wewnętrznego w ChRL wywołany rządowym pakietem stymulacyjnym pozwolił krajom takim jak Niemcy i Japonia na wyjście z recesji. Wiąże się z tym również początek trendu wzrostowego na zachodnich giełdach przypadający na wiosnę 2009 r. Ale chińska gospodarka budzi nie tylko zazdrość świata, ale też niepokój.

Prognozy mówią, że PKB ChRL wzrośnie w tym roku nawet od 8 proc. do 16 proc. Takie tempo wzrostu może grozić przegrzaniem gospodarki, a w konsekwencji nowym kryzysem. Coraz więcej ekspertów dostrzega też w Chinach objawy narastania gigantycznej bańki spekulacyjnej. Jej pęknięcie, zapowiadane przez część analityków na 2010 r., będzie zaś miało bardzo poważne konsekwencje dla światowej gospodarki. Litania czarnowidzów – Reakcja chińskich władz na ostatni kryzys zwiększyła ryzyko narodzin bańki w gospodarce – twierdzi Kenneth Rogoff, wykładowca z Uniwersytetu Harvarda i zarazem były główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego

W 2008 r. trafnie przewidział eskalację kryzysu finansowego w USA, teraz się spodziewa, że wzrost gospodarczy w Chinach może nagle zwolnić do 2 proc. rocznie. Spowodowane będzie to najprawdopodobniej pęknięciem bańki na rynku nieruchomości. Rogoff jest ostrożnym analitykiem i mówi, że załamanie nastąpi „w ciągu dekady”. Są więksi alarmiści. – Istnieje 99-proc. prawdopodobieństwo, że wzrost PKB w Chinach znacząco zwolni. Ryzyko, że dojdzie do załamania wynosi zaś 30 proc. – uważa Marc Faber, jeden z guru inwestorów, szef funduszu Marc Faber Ltd. Oryzyku poważnego przegrzania chińskiej gospodarki (a w konsekwencji spowolnienia jej wzrostu) mówił też w ostatnich tygodniach znany inwestor George Soros, szef firmy inwestycyjnej Soros Fund Management. – Jestem bardzo ostrożny co do chińskiej gospodarki. Jeżeli zostanie ona nieco schłodzona, będę większym optymistą. Po eksplozji kredytu, jaką i dzieliśmy w Chinach, musi się pojawić problem nie spłacanych pożyczek. Od tego, jak będzie on duży, zależy to, czy chińską gospodarkę czeka miękkie czy twarde lądowanie – stwierdził Soros.

Zdaniem wielu ekspertów bezpośrednią przyczyną „twardego lądowania” może być pęknięcie bańki na chińskim rynku nieruchomości. – To Dubaj razy tysiąc, albo jeszcze gorzej. Bańka pęknie szybciej, niż się spodziewamy – uważa James Chanos, szef funduszu hedgingowego Kynikos Associates. Wcześniej przewidział on m.in. bankructwo Enronu. Obecnie uważa, że na rynku nieruchomości w Państwie Środka powstała gigantyczna bańka spekulacyjna. Twierdzi również, że rząd w Pekinie fałszuje gospodarcze statystyki. – Chiński rynek nieruchomości doświadczy prawdopodobnie w tym roku poważnej korekty, gdyż zwyżki cen z 2009 r. są nie do podtrzymania – wskazuje Christopher Lee, dyrektor w agencji ratingowej Standard & Poor’s. Jego zdaniem decydująca dla deweloperów z ChRL może okazać się połowa roku, gdy wzrośnie podaż na rynku, a działania rządu (schładzanie gospodarki) mogą zmniejszyć popyt.

Oczywiście istnieją również rynkowi guru oraz analitycy uważający, że pęknięcie bańki w Chinach jeszcze przez dłuższy czas nie będzie nam groziło. Bykiem jeśli chodzi o ocenę perspektyw chińskiej gospodarki (choć przyznaje on ostatnio, że istnieje bańka na rynku nieruchomości w ChRL) jest m.in. Jim Rogers, guru inwestorów surowcowych, szef Rogers Holding. – To interesujące, że ludzie, którzy dziesięć lat temu nie wiedzieli nic o Chinach, mówią, że teraz jest tam bańka – kpił Rogers. Wbrew drwinom Rogersa tezę o możliwym spowolnieniu wzrostu gospodarczego w Chinach po pęknięciu bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości głoszą nie tylko zachodni inwestorzy, ale także Bank Światowy i chińscy eksperci (również powiązani z rządem).

Andy Xie, niezależny analityk uznawany za guru inwestorów (dawniej główny azjatycki ekonomista banku Morgan Stanley), od wielu miesięcy ostrzega, że rynki akcji oraz nieruchomości w ChRL to gigantyczny „szwindel Ponziego”, czyli piramida finansowa. Może się ona załamać w 2011 r., gdy Ludowy Bank Chin podniesie stopy procentowe z powodu powrotu wysokiej inflacji. Również Cao Jianhai, wykładowca Chińskiej Akademii Nauk Społecznych, uważa, że rynkowi nieruchomości grozi załamanie, do którego może dojść w ciągu roku. Gdy zaś to się stanie, chińskie banki, finansujące nieruchomościowy boom, mogą ponieść duże straty. Wizję rynkowego załamania w ChRL snuje więc wiele inwestorskich autorytetów. Czy jednak jest to wystarczający powód, by zacząć się niepokoić? Wszak odkąd eksperci zaczęli mówić o bańce na rynku nieruchomości wUSA, do jej pęknięcia minęło kilka lat...

[srodtytul]Spółki korzystają ze stymulacji[/srodtytul]

Pakiet stymulacyjny uruchomiony w zeszłym roku przez chiński rząd opiewał na 586 mld USD. To jednak nie wszystkie pieniądze przeznaczone przez władze na ożywienie gospodarki. Do utrzymania przez Państwo Środka bardzo szybkiego tempa wzrostu PKB przyczyniły się również pożyczki udzielane przez państwowe banki.

Wzrost wartości udzielonych kredytów był imponujący. W2009 r. udzielono nowych pożyczek na rekordowe1,4 bln USD. Pieniądze te służyły nowym inwestycjom infrastrukturalnym, pomagały też krajowym firmom przetrwać kryzys. Duża (choć trudna do oszacowania) część tych środków została użyta do spekulacji na giełdzie oraz na rynku nieruchomości. Zwłaszcza że restrykcyjne przepisy oraz utrzymywany na niskim poziomie kurs juana zniechęcają inwestorów z ChRL do lokowania pieniędzy w zagraniczne aktywa. Chińskie giełdy najszybciej na świecie podniosły się z bessy. Indeks Shanghai Composite zaczął rosnąć już na przełomie października i listopada 2008 r. Do początku sierpnia 2009 r. zyskał już 100 proc. W sierpniu doszło jednak do poważnej korekty.

Od tej pory Shanghai Composite stracił już blisko 10 proc. Od sierpnia sytuacja była zaś bardzo zmienna. Do znaczących spadków na parkietach w ChRL doszło np. w styczniu. W pierwszym kwartale chińskie indeksy radziły sobie najgorzej spośród wskaźników giełdowych dziesięciu największych rynków świata. Jak będzie wyglądała sytuacja w przyszłości? Wielu analityków wciąż jest optymistami. – Rząd stara się zwiększyć popyt wewnętrzny. Na tej polityce skorzystają m.in. sektor ochrony zdrowia, energetyczny i bankowy, co stwarza doskonałą okazję do inwestowania. Jest szansa, by być w bardzo „byczym” nastroju wobec Chin – wskazuje Larry Pohlman, dyrektor inwestycyjny w norweskim funduszu Alfred Berg.

– Transformacja Chin z gospodarki opartej na inwestycjach do gospodarki opartej na konsumpcji będzie w średnim terminie bardzo pozytywna dla chińskiego rynku akcji. Spodziewamy się, że firmy z sektorów: bankowego, ochrony zdrowia, produktów konsumpcyjnych oraz lotniczego zyskają na tym najbardziej – uważają analitycy banku JPMorgan Chase. Wśród optymistów panuje więc wiara w siłę chińskiego wzrostu gospodarczego oraz w to, że władzom uda się przeorientować gospodarkę na popyt konsumpcyjny. Pesymiści, tacy jak np. Xie, wskazują jednak, że z każdym dniem narasta ryzyko dla chińskich giełd i gospodarki: bańka na rynku nieruchomości. Jej pęknięcie może wywołać poważne spowolnienie wzrostu gospodarczego oraz silną giełdową korektę. Czy to ryzyko rzeczywiście jest duże?

[srodtytul]Spekulanci budują miasta widma[/srodtytul]

Jak wynika z raportu firmy Cushman & Wakefield, wartość inwestycji na chińskim rynku nieruchomości sięgnęła w zeszłym roku 156 mld USD. Stał się on największym na świecie rynkiem tego typu. (Dla porównania w USA inwestycje spadły do 36 mld USD). Budowlanemu boomowi towarzyszył również pokaźny wzrost cen. Był on szczególnie dostrzegalny w miastach. W 70 największych metropoliach ChRL wyniósł on w lutym 2010 r. 10,7 proc. w skali rocznej. W niektórych z nich przekroczył nawet 20 proc. Sprzedaż nieruchomości wzrosła zaś przez cały zeszły rok o 75,5 proc. Trend ten nie dotyczył jednak tylko miast.

W styczniu nieruchomości na wyspie Hainan zdrożały nagle o 20 proc., gdyż pojawiły się informacje o tym, że rząd chce urządzić tam nowy kurort. Inwestorzy nie zwracali uwagi, że na tej samej wyspie przeżywano w zeszłej dekadzie podobny boom, który zakończył się pęknięciem bańki. Jeżeli w najbliższych kwartałach dojdzie do kryzysu na chińskim rynku nieruchomości, to zdaniem ekspertów raczej nie będą jego przyczyną kredyty hipoteczne udzielane osobom dorabiającym się swoich domów i mieszkań. Chińskie prawo wymaga bowiem, by wkład własny takiego inwestora wyniósł co najmniej 30 proc. Wartości nieruchomości. W Państwie Środka niemal więc nie istnieje problem pożyczek hipotecznych łatwo udzielanych osobom o niskiej wiarygodności kredytowej.

Na miejscowym rynku finansowym nie pojawiły się też instrumenty finansowe powiązane z pożyczkami hipotecznymi. Słabym ogniwem mogą okazać się deweloperzy. To oni w dużej mierze napędzają boom na rynku. Często przez wiele miesięcy nie oferują klientom lokali gotowych do użytku. Chcą w ten sposób podbić ceny. Ich inwestycje są też zwykle mocno zlewarowane i zależne od taniego kredytu. Spadek cen nieruchomości wiele z tych spółek może doprowadzić na krawędź bankructwa. Sytuację komplikują działania państwa. Samorządy lokalne uznają często sprzedaż ziemi za najlepszą formę finansowania swoich potrzeb. Najczęściej sprzedają działki budowlane państwowym deweloperom. Kupcami stworzonej przez nich powierzchni biurowej, usługowej i mieszkalnej są zaś inne państwowe firmy. W ten sposób powstaje wiele nietrafionych inwestycji. W położonym niedaleko Pekinu mieście Tianjin powstało tak dużo biurowców, że wypełnienie ich może zająć 25 lat (przy obecnym tempie). Tworzone są nie tylko całe kwartały domów, w których nikt nie mieszka, ale również miasta widma, pozbawione mieszkańców (np. Chenngong w prowincji Kunming). Te nietrafione inwestycje, mogą uderzyć nie tylko w deweloperów, ale i w samorządy lokalne oraz w państwowe firmy, a przez to w całą centralnie planowaną gospodarkę. [srodtytul]Ciężar długu [/srodtytul]

Taki czarny scenariusz snuje m.in. Victor Shih, wykładowca ekonomii na amerykańskim Uniwersytecie Northeastern. Uważa on, że Chinom grozi kryzys wywołany zadłużeniem. Na pierwszy rzut oka teza ta wydaje się absurdalna. Przecież, według Międzynarodowego Funduszu Walutowego, dług publiczny ChRL wyniesie w tym roku zaledwie 22 proc. PKB. Te dane nie obejmują jednak zadłużenia samorządów. Shih wyliczył więc, że po uwzględnieniu tej pozycji w statystykach, dług publiczny sięgnie w przyszłym roku 96 proc. PKB.

To więcej niż tegoroczny, prognozowany dług publiczny USA (94 proc. PKB) lub Hiszpanii (69,6 proc. PKB) – kraju uznawanego za słabe ogniwo strefy euro z uwagi na kiepski stan jego finansów publicznych. Zadłużenie narasta, gdyż samorządy naginają przepisy. Nie mogą bezpośrednio pożyczać w bankach, więc do zaciągania kredytów wykorzystują specjalne „wehikuły finansowe”. Angażują się dzięki nim w projekty budowlane, które napędzają spekulację na rynku nieruchomości. Kłopoty dla nich mogą się zacząć, gdy rząd postanowi ograniczyć tę praktykę. – Ograniczenia nałożone przez rząd mogłyby wywołać gigantyczną falę złych pożyczek, gdyż wiele projektów pozostałoby bez finansowania. Brak reakcji rządu na boom kredytowy mógłby zaś doprowadzić do tego, że inflacja wynosiłaby w2012 r. ponad 15 proc. Obie sytuacje mogą spowodować utratę zaufania obywateli do systemu finansowego – wyjaśnia Shih.

Kłopoty sektora bankowego mogą zaś doprowadzić do poważnego spowolnienia gospodarczego w Chinach, które potrwa prawdopodobnie dwa lata. Rząd zaczyna realizować pierwszy scenariusz. Ministerstwo Finansów ChRL nakazało samorządom lokalnym anulować wszelkie gwarancje dla kredytów zaciąganych przez ich „wehikuły finansowe”. Resort zapowiedział już, że w bliskiej przyszłości całkowicie zakaże udzielania takich gwarancji. – Decyzja ta budzi obawy, że chiński system bankowy będzie musiał stawić czoła dużo większemu ryzyku niż się spodziewano. Banki bardzo chętnie kredytowały przecież te projekty infrastrukturalne, gdyż uważały, że to inwestycje pozbawione ryzyka. Tymczasem, gdyby nie gwarancje, wiele z tych przedsięwzięć nie miałoby żadnej wiarygodności kredytowej – wskazuje Patrick Chovanec, wykładowca z pekińskiego uniwersytetu Tsinghua.

[srodtytul]Zacieśnianie polityki[/srodtytul]

Polityka chińskich władz wobec narastającego na rynkach niebezpieczeństwa wzbudza wielkie kontrowersje. Kredytowe ograniczenia to paradoksalnie wynik zaniepokojenia rządu perspektywą narastania rynkowych baniek. Premier ChRL Wen Jiabao w ostatnich miesiącach wielokrotnie oświadczał, że wzrost akcji kredytowej oraz cen nieruchomości jest zbyt szybki. Ludowy Bank Chin zaczął więc już chłodzić rynek.

W styczniu nakazał zwiększyć pożyczkodawcom poziom rezerw obowiązkowych o 50 pb. Rezerwy te wzrosły po raz pierwszy od czerwca 2008 r. Pod koniec stycznia pojawiły się już informacje o tym, że największe banki ograniczają akcję kredytową. Regulatorzy zaczęli zaś zakazywać poszczególnym spółkom z„sektorów cierpiących na nadprodukcję” (m.in. z branży budowlanej) przeprowadzania giełdowych ofert. Rząd, wbrew obawom rynkowych pesymistów, nie zdecydował się na gwałtowne działania. Daje to nadzieję, że schładzanie gospodarki nie będzie zbyt gwałtowne. – Polityka chińskich władz jest obecnie bardzo ostrożna. Powoli chłodzą wzrost po to, by uniknąć w bliskiej przyszłości presji inflacyjnej. To właśnie inflacja mogłaby doprowadzić w przyszłości do pęknięcia baniek. Rząd chce więc zmniejszyć niebezpieczeństwo – uważa Jeremy Batstone-Carr, strateg z firmy Charles Stanley & Co. Bez wątpienia zażegnanie kryzysu będzie zależało w największym stopniu od chińskich władz.

To one kontrolują scentralizowaną gospodarkę, banki i deweloperów. Rząd też posiada wiele instrumentów, które mogą pozwolić mu zminimalizować skutki ewentualnego kryzysu. M.in. ogromnymi (sięgającymi w grudniu 2009 r. 2,4 bln USD) rezerwami walutowymi. Stać go więc na stworzenie nowych pakietów stymulacyjnych oraz pokrycie strat państwowych banków. W odróżnieniu od władz innych krajów rząd ChRL może łagodzić spowolnienie gospodarcze, po prostu rozkazując bankom zwiększyć akcję kredytową (tak jak to zrobił na wiosnę 2009 r.). Pęknięcie bańki spekulacyjnej wywoła jednak z pewnością duże zawirowania na rynkach całego świata. – Pewne działania rząd powinien podjąć więc już teraz. Później koszty będą tylko rosły – wskazuje Wang Tao, ekonomista zUBS. Część ekonomistów uważa jednak obecne działania rządu ChRL za zbyt mało zdecydowane.

Wilem Buiter, ekonomista z Citigroup, napisał w swoim raporcie, że stopniowe zacieśnianie polityki nie doprowadzi do powstrzymania narastania bańki. Jego zdaniem bańka może pęknąć za trzy lata, co uderzy wówczas mocno w chińskie giełdy. Analitycy nie wykluczają też, że Pekin wycofa się z zacieśniania polityki, tak jak to robił wiele razy wcześniej, pod naciskiem potężnych grup interesów związanych z deweloperami oraz lokalnymi komitetami partyjnymi. Jedynie oddali w czasie niebezpieczeństwo. – Bańka może istnieć bardzo długo, gdyż w chińskim systemie bankowym jest bardzo duża płynność dzięki pieniądzom spekulantów oraz temu, że rząd ma wielkie możliwości wstrzykiwania płynności na rynki. Im jednak dłużej będzie istnieć bańka, tym większe szkody dla gospodarki wywoła jej pęknięcie – napisał Xie.

[srodtytul]Świat patrzy na Chiny[/srodtytul]

Konsekwencje pęknięcia bańki spekulacyjnej wChinach byłyby dla świata tylko złe. – Nie wierzę, że w ChRL dojdzie do dramatycznego spowolnienia wzrostu gospodarczego. Gdyby ono jednak nastąpiło, mogłoby fatalnie wpłynąć na eksport innych gospodarek, a więc również na wzrost gospodarczy zarówno krajów takich jak Niemcy jak i państw Ameryki Łacińskiej. Uderzyłoby to też w ceny surowców a także w rynki finansowe, które przez dłuższy czas rosły, gdyż inwestorzy żywili nadzieję, że chiński popyt będzie motorem ożywienia globalnego – twierdzi Mark Williams, ekonomista z firmy badawczej Capital Economics.

Dokładne oszacowanie skutków załamania w Chinach dla światowej gospodarki jest jednak trudne. Będą one przecież w dużej mierze zależne od tego, kiedy do niego dojdzie. – Obecnie Chiny stanowią blisko 12 proc. światowej gospodarki. Można więc przyjąć w uproszczeniu, że spowolnienie wzrostu o 1 proc. w Chinach spowoduje spowolnienie wzrostu światowego PKB o 0,1 proc. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana. Obecnie gospodarki USA i Europy nie są tak zależne od Chin, jak na pierwszym etapie ożywienia – uważa Guy Verberne, ekonomista z banku Fortis. Wszyscy analitycy podkreślają jednak, że warto obserwować sytuację w Chinach posiadających duży potencjał, by wprawić rynki w drżenie lub euforię.

Gospodarka światowa
EBC skazany na kolejne cięcia stóp
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka światowa
EBC znów obciął stopę depozytową o 25 pb. Nowe prognozy wzrostu PKB
Gospodarka światowa
Szwajcarski bank centralny mocno tnie stopy
Gospodarka światowa
Zielone światło do cięcia stóp
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka światowa
Inflacja w USA zgodna z prognozami, Fed może ciąć stopy
Gospodarka światowa
Rządy Trumpa zaowocują wysypem amerykańskich fuzji i przejęć?