Tymczasem inwestorzy, którzy skorzystali z jego top porad inwestycyjnych na ten rok, radzą sobie znacznie gorzej.Bank opublikował swego czasu osiem (a potem dodał jeszcze dziewiątą) „rekomendowanych najlepszych transakcji” na rok 2010. Dotychczas aż siedem z nich przynosi straty – wynika z analizy Bloomberga na podstawie ostatnich not inwestycyjnych Goldmana.
Jedną z porad był zakup złotego przy jednoczesnej sprzedaży jena. Taka transakcja przynosi na razie 14 proc. strat. Ponad 9 proc. strat dałoby trzymanie akcji chińskich notowanych w Hongkongu, a prawie 10 proc. kupienie brytyjskich funtów za dolary nowozelandzkie.Rady Goldmana sprawdzają się zatem dużo gorzej niż zeszłoroczne. Na ubiegły rok bank przedstawiał jedenaście rekomendacji i dziewięć z nich faktycznie dało zarobić, m.in. kupowanie funta kosztem dolara amerykańskiego.
– To pokazuje, że ludzie z Goldmana są tylko ludźmi i nie mogą mieć zawsze racji – tłumaczą wpadkę z tegorocznymi rekomendacjami nowojorskiego banku przedstawiciele branży inwestycyjnej.Sprawa ma jednak podtekst, ponieważ nowojorskiej instytucji amerykański nadzór wytoczył niedawno śledztwo dotyczące rzekomego oszukiwania klientów przy sprzedaży obligacji opartych na hipotekach. Nadzór utrzymuje, że Goldman wiedział o ich wątpliwej jakości, a mimo to sprzedawał je jako pewne inwestycje. Jednocześnie sam miał grać na spadki cen tych papierów.
Szefowie Goldmana tłumaczą, że świetne wyniki banku z handlu na rynkach nie biorą się z gry na konkretne zmiany notowań, lecz głównie z prowizji, które bank pobiera, działając jako pośrednik dla swoich klientów.