Stanął transport, zamknięte były urzędy skarbowe i organy administracji państwowej, państwowe szpitale, szkoły i wyższe uczelnie. Lotnisko w Atenach nie przyjmowało samolotów przez 4 godziny (13-17) — swoje rejsy do stolicy Grecji zmuszone były odwołać PLL Lot. Loty na Rodos i Kretę były opóźnione, bo pracę przerwali kontrolerzy lotów. Obydwie linie greckie Aegean i Olympic skasowały praktycznie wszystkie rejsy tak zagraniczne, jak i na wyspy.
Takie strajki Grecy organizowali już wielokrotnie, najdotkliwszy był 2-tygodniowy paraliż transportowy, kiedy latem tego roku pracę przerwali kierowcy ciężarówek. Z powodu braku paliw tysiące turystów zostało uwięzionych w Grecji, nie byli w stanie przemieszczać się z wyspy na wyspę, ani z Grecji wyjechać. Półki sklepów świeciły pustkami, sadownicy liczyli straty, bo nie byli w stanie dowieźć owoców do przetwórni, a akurat przypadł szczyt zbioru brzoskwiń, których Grecja jest największym producentem w Europie. Związkowcy ze względu na fatalną sytuację gospodarczą kraju zgodzili się je przerwać na okres wakacji, aby nie ucierpiała opinia Grecji, jako kraju przyjaznego dla turystów.
Strajki są protestem przeciwko bardzo ostrym cięciom wydatków wprowadzonych przez rząd Georgiosa Papandreu, który przejął władzę jesienią ubiegłego roku nie zdając sobie z tego sprawy, że finanse kraju są w głębokiej zapaści. Nie wiedział również w jak znacznym stopniu statystyki finansowe Grecji były systematycznie fałszowane, oraz że deficyty kilkakrotnie przekraczają kryteria wyznaczone przez Brukselę. Zresztą UE zapowiedziała ostatnio kolejną korektę w górę greckich danych dotyczących deficytu finansów publicznych i budżetu. Na razie jednak nie wiadomo jakie będzie miała rozmiary. Zdaniem Papandreu deficyt za 2009 rok mógł sięgnąć nawet nie 13,6 proc PKB, ale 15 proc. Kiedy wiosną 2010 okazało się, że kraj nie jest w stanie obsługiwać swojego zadłużenia i grozi mu ogłoszenie niewypłacalności, kraje strefy euro bardzo niechętnie zdecydowały się na udzielenie Grecji pomocy finansowej o wartości 110 mld dol., która ma pomóc temu krajowi w powrocie do równowagi. W zamian za to rząd wprowadził drastyczne cięcia wydatków, obniżył emerytury, zarobki zatrudnionych w sektorze publicznym, podwyższył podatki, a także zobowiązał się do podwyższenia wieku emerytalnego i otwarcia dostępu do zamkniętych grup zawodowych, między innymi notariuszy, księgowych, usług adwokackich i kierowców ciężarówek, co wywołało gwałtowne protesty.
Związki zawodowe protestowały, bo ich zdaniem wprowadzenie tak drastycznych środków dusi gospodarkę pogrążoną w głębokiej recesji, rośnie bezrobocie, padają małe i średnie firmy, które nie mogą sobie poradzić ze z jednej strony wyższymi podatkami, a z drugiej drastycznie obniżonym popytem konsumenckim. Zdaniem liderów największego związku zawodowego pracowników sektora publicznego ADEDY rządowe reformy wymuszone na Papandreu przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Brukselę prowadzą grecką gospodarkę w ślepy zaułek. Na razie jednak rząd realizuje reformy, które przyniosły już efekty. Deficyt budżetowy z nadal oficjalnie wynoszącego 13,6 proc w tym roku ma spaść do 7 proc PKB pod koniec 2011. To nawet lepszy wynik, niż (7,8 proc. PKB) zakładany przez MFW, który jest warunkiem wypłacanie kolejnej transzy z pakietu ratunkowego.
Przy tym wiadomo jeszcze, że i przyszły rok będzie dla Greków niesłychanie trudny. W budżecie prognozuje się, że bezrobocie wzrośnie z dzisiejszych 11,6 proc do 14,5 w 2011 i 15 proc w 2012. Przy tym korekty danych, jakie ma dokonać UE nie będą w żaden sposób miały wpływu na program reform.