Rezygnacja Hildebranda, który kierował SNB od początku 2010 r., ma związek ze skandalem, jaki wywołały transakcje finansowe jego żony Kashyi. W połowie sierpnia, zaledwie trzy tygodnie przed tym, gdy SNB skutecznie osłabił franka, kupiła ona za tę walutę 504 tys. USD. Po interwencjach banku centralnego odsprzedała dolary z dużym zyskiem. Operacje te ujawnił pod koniec grudnia pracownik banku Sarasin, który za złamanie tajemnicy bankowej został zwolniony.

W czwartek na konferencji prasowej Hildebrand zapewniał, że nic o transakcjach żony nie wiedział. Przypomniał też, że dochodzenie w SNB przeprowadzone przez firmę audytorską PwC nie wykazało, aby doszło tam do złamania prawa. – Doszedłem do wniosku, że nie będę w stanie dostarczyć ostatecznego dowodu, że moja żona dokonała transakcji bez mojej wiedzy – oświadczył jednak wczoraj Hildebrand. Jak powiedział, jego obowiązki przejmie wiceprezes SNB Thomas Jordan.

Bezpośrednio po decyzji Hildebranda frank szwajcarski się umacniał. W pewnej chwili było trzeba zapłacić za niego 3,71 zł, najwięcej od września ub.r. Ale kurs euro we frankach nie spadł poniżej 1,20, czyli poziomu, którego SNB od kilku miesięcy broni. – Inwestorzy mogą teraz kwestionować wiarygodność tej bariery. Ale SNB będzie zdecydowanie reagował, jeśli będzie ona poważnie zagrożona – ocenił Peter Rosenstreich, główny strateg walutowy w Swissquote.