
Następnym razem gdy ktoś powie wam, że Unia Europejska jest klubem równych, w którym zasady stosuje się w tym samym stopniu wobec wszystkich państw członkowskich, odeślijcie ich do przypadku Węgier z 2012 roku. Komisja Europejska grozi, że zawiesi wartą 495 milionów euro pomoc dla Węgier – czyli 0,5 proc. Produktu Krajowego Brutto tego kraju – jeżeli Budapeszt nie podejmie „zdecydowanych działań" w celu ograniczenia swojego deficytu budżetowego. Węgry oskarża się, że ich sytuacja fiskalna może się wkrótce wymknąć spod kontroli, a ostatnie zmiany w węgierskiej konstytucji zagrażają demokracji.
Ocena Komisji nie jest całkowicie pozbawiona podstaw. Węgierska gospodarka się nie rozwija, a dług publiczny sięga 80 proc. PKB, z czego 40 proc. jest nominowana w walutach zagranicznych. Premier Viktor Orban próbuje ograniczyć deficyt fiskalny przy pomocy serii jednorazowych podatków, które jednak nie naprawią węgierskich finansów – i uderzają przede wszystkim w sektory zdominowane przez zagraniczne korporacje.
Jednak wymachiwanie przez Komisję budżetową pałką nad głową Węgier pachnie hipokryzją. Unijne przepisy stanowią, że deficyt nie powinien przekraczać 3 proc. PKB, ale dzisiaj mało który kraj członkowski spełnia to kryterium – albo był w stanie realizować je przez dłuższy czas. Komisja twierdzi, że według jej szacunków węgierska dziura budżetowa w 2013 roku będzie o zaledwie 0,25 punktu procentowego powyżej limitu. Nawet 3,25-procentowy deficyt daje Węgrom lepszy wynik niż takim krajom jak Niemcy, Holandia i Wielka Brytania.
To pierwszy raz kiedy Komisja zaproponowała wstrzymanie funduszy spójnościowych dla któregokolwiek państwa, by ukarać je za nadmierny deficyt, ale bynajmniej nie pierwszy przypadek, gdy wobec unijnych przepisów stosuje się podwójne standardy.