O mniejszym wydobyciu informują także Arabia Saudyjska, Libia i Angola, a w USA - według przewidywań - zapasy spadły w ostatnim tygodniu o 1,1 mln baryłek.
Mimo to, cenom ropy bardzo trudno jest powrócić do notowań powyżej 110 dol. za baryłkę, ponieważ coraz mniejsze są nadzieję na zdecydowaną akcję pobudzania gospodarki ze strony władz amerykańskich i europejskich. OPEC zmniejszył wydobycie, wyraźnie po to, aby zapobiec dalszemu spadkowi cen i utrzymania notowań Brenta na poziomie powyżej 100 dol. za baryłkę.
We wtorek rano baryłka Brenta kosztowała niespełna 106 dol. (105,63 dol.), zaś WTI w Nowym Jorku była po 89,79 dol. Analitycy przewidują, że teraz ceny będą się wahać w granicach w przedziale 84-93 dol. za baryłkę. To oznacza również, że różnica w cenach Brenta i WTI wyniosła 16,42 dol., czyli była najwyższa od 10 tygodni.
Zdaniem Katherine Spector, zajmującej się analizami rynków energetycznych w Imperial Bank of Commerce, na rynku wyraźnie widać mniejsze chęci do inwestowania. Nawet agresywne dotychczas fundusze wysokiego ryzyka niechętnie angażują w ropę większą gotówkę, bo widzą zagrożenia ze strony światowej gospodarki. Przy tym rynek jest dość zbilansowany, podczas gdy pod koniec II kwartału widać było wyraźną nadwyżkę - mówiła Katherine Spector.
Sytuacja na rynku ropy może jednak diametralnie się zmienić, jeśli jednak amerykańska Rezerwa Federalna w nocy z wtorku na środę polskiego czasu, bądź Europejski Bank Centralny w najbliższy czwartek podejmą decyzję o pobudzeniu wzrostu gospodarczego. Co do tego jednak analitycy są bardzo sceptyczni.