- Europie grozi dłuższy okres deflacji, czyli spadku cen, a jednocześnie są sygnały zapowiadające spowolnienie tempa rozwoju światowej gospodarki. W tej sytuacji niektórzy inwestorzy godzą się na utratę niewielkiej części kapitału w zamian za bezpieczeństwo jakie zapewnia rządowy dług, twierdzi Mike Amey, zarządzający w Pacific Investment Management Co (PIMCO).
Obecnie ceny obligacji są tak wysokie, iż rentowności długu państw rozwiniętych o wartości ponad 4 bilionów dolarów stały się ujemne. Oznacza to, że inwestorzy w rzeczywistości dopłacają wielu krajom by mieć w portfelu ich zobowiązania.
- Nie jest to przyjemne uczucie - twierdzi Amey, którego firma kontroluje największy na świecie fundusz obligacji i jest jednym z największych inwestorów w przypadku papierów dłużnych o ujemnej rentowności. Na tych rynkach są też tacy gracze jak BlackRock, Deutsche Asset&Wealth Management, czy Vanguard Group.
Gwarantowany, jak się wydaje, popyt tylko na najbezpieczniejsze aktywa pokazuje skalę wyzwań przed jakimi staje Europejski Bank Centralny, który ma przekonać inwestorów, że ma możliwości zaktywizowania gospodarki strefy euro po tym jak ceny konsumpcyjne spadły po raz pierwszy od pięciu lat. W minionym tygodniu Mario Draghi, prezes EBC, ujawnił, że na ten cel przeznaczy 1,1 biliona euro skupując publiczny i prywatny dług..
Chociaż działania banku centralnego mogą zachęcić większą grupę inwestorów do kupna bardziej ryzykownych papierów, David Tan z JPMorgan Asset Management nie wyklucza, iż można będzie zarobić na trzymaniu walorów o ujemnej rentowności.