Rentowność katalońskich obligacji dziesięcioletnich skoczyła w poniedziałek rano z 3,99 proc. do 4,2 proc. W ten sposób rynek zareagował na zwycięstwo partii proniepodległościowych w niedzielnych wyborach do katolońskiego parlamentu regionalnego. Z exit polls wynika, że koalicja Junts pel Si, kierowana przez obecnego katolońskiego premiera, zwolennika separatyzmu Artura Masa może liczyć nawet na 66 mandatów w liczącym 135 osób w parlamencie. Może ona wejść w koalicję z inną separatystyczną partią CUP, która zdobyła prawdopodobnie 13 miejsc. Separatyści mają więc większość w parlamencie i zapowiadają, że w ciągu 18 miesięcy doprowadzą do niepodległości Katalonii. Hiszpański rząd ostrzega, że secesja będzie sprzeczna z konstytucją i będzie oznaczała wyjście Katalonii zarówno z Unii Europejskiej jak i ze strefy euro. Wcześniej Bank Hiszpanii zapowiadał, że w przypadku ogłoszenia przez Katalonię niepodległości wprowadzi w tym regionie kontrolę przepływu kapitału.
- Wygrana sił proniepodległościowych w Hiszpanii zwiększa ryzyko polityczne w strefie euro pokazując, że kluczowy region może się oderwać od Hiszpanii a także zwiększa prawdopodobieństwo kolejnego referendum niepodległościowego w Szkocji w ciągu 18 miesięcy - twierdzi Mike van Dulken, analityk Accendo Markets.
Inwestorzy nie zareagowali na to jednak wyprzedażą hiszpańskich obligacji. Rentowność hiszpańskich dziesięciolatek niewiele się w poniedziałek zmieniła i wynosiła około 2 proc. - Pozytywna reakcja hiszpańskiego rynku obligacji prawdopodobnie odzwierciedla fakt, że o ile proniepodległościowe partie zyskały większość w parlamencie, to zdobyły nieco mniej niż 50 proc. całości głosów. Tak więc w tym quazi-referendum niepodległościowym - jak chciał przedstawiać te wybory premier Katalonii Artur Mas - nieznacznie zwyciężyła opcja "nie" - wskazuje Johnathan Loynes, główny europejski ekonomista firmy badawczej Capital Economics. Jego zdaniem spokój na rynku hiszpańskich obligacji może być krótkotrwały, gdyż problem Katalonii będzie się komplikował.