Zapowiedzi ministra finansów Jacka Rostowskiego, dotyczące likwidacji deficytu do 2015 roku, ekonomiści traktują jako obietnice przedwyborcze.
– O tej porze przed wyborami można różne rzeczy powiedzieć – mówi Mirosław Gronicki, doradca ekonomiczny prezesa NBP. – To wizja, której można przyklasnąć, ale brak instrumentów, aby ją zrealizować.
W ocenie ekonomisty, biorąc pod uwagę publikowane przez resort finansów prognozy wzrostu gospodarczego i poziomu inflacji na najbliższe dziesięć lat trudno uwierzyć, że cięcie deficytu do zera w 2015 r. z 7,9 proc. PKB w 2010 r. – jest prawdopodobne. Resort zakłada, że gospodarka do 2021 r. będzie się rozwijała średnio w tempie 3 proc. rocznie, a potem osłabnie. Inflacja ma się utrzymywać na poziomie 2–2,5 proc. – Trzeba by było radykalnie zahamować wydatki, aby osiągnąć takie wyniki – wyjaśnia Gronicki.
Rostowski deklaruje też, że w 2018 roku relacja długu do PKB obniży się do 40 proc. – teraz sięga ok. 55 proc. Zdaniem Gronickiego, wywiązanie się z tej obietnicy oznaczałoby wyzbycie się wszelkich aktywów.