Amerykański S&P 500 czy też Nasdaq 100 niewiele robiły sobie z niepokojących objawów fundamentalnych, takich jak konsekwentne opadanie przemysłowego ISM Manufacturing, który notabene w czerwcu znalazł się najniżej od ponad trzech lat (czyli od pierwszych miesięcy po wybuchu pandemii). Jeśli już doszukiwać się fundamentalnego uzasadnienia dla wspinaczki notowań, to była nim normalizacja inflacji – najbardziej pozytywne zjawisko I półrocza. W obliczu niejednoznacznej gospodarczej mieszanki pozytywnych i negatywnych zjawisk indeksy konsekwentnie wypełniały za to „polecenia” płynące z analizy technicznej. Najpierw styczniowe przebicie linii bessy, a potem ukształtowanie obszernej formacji odwróconej głowy z ramionami (oRGR), widocznej najlepiej na wykresie miesięcznym – te sygnały się sprawdziły. Jeśli nadal trzymać się wniosków płynących z oRGR, to teoretyczny potencjał wzrostu wynikający z tej formacji powinien zaprowadzić S&P 500 w okolicę 4600 pkt.
Skoro elementarna analiza techniczna okazała się trafna w niejasnym otoczeniu fundamentalnym, to warto wypatrywać ewentualnych sygnałów poszerzenia trendu wzrostowego o segmenty pozostające dotąd w tyle. Z ciekawością będziemy obserwować poczynania indeksu rynków wschodzących (MSCI EM).