Zdaniem analityków są takie szanse. Do akcji wkroczył Narodowy Bank Szwajcarii, który pożyczy Credit Suisse 50 mld franków. To może załagodzić jego problemy. Wiele zależy też od dzisiejszego posiedzenia Europejskiego Banku Centralnego i tego, czy po ostatnich wydarzeniach straci on determinację do mocnych podwyżek stóp procentowych.
Credit Suisse katalizatorem paniki
Patryk Pyka, DI Xelion
Środowa sesja zapewne zapadnie na długo w pamięci europejskich inwestorów. Problemy w amerykańskim sektorze bankowym, które ujawniły się pod koniec ubiegłego tygodnia, rykoszetem odbiły się również na wycenach europejskich banków. Sytuacja jednak poważnie wymknęła się spod kontroli dopiero w momencie rozpowszechnienia przez media informacji o tym, że największy akcjonariusz Credit Suisse (Saudi National Bank), ze względu na kwestie regulacyjne, nie będzie w stanie w przyszłości ponownie dokapitalizować banku. Przypomnijmy, że szwajcarski bank zmaga się z problemami już od wielu lat i znajduje się aktualnie w procesie restrukturyzacji. Sytuacja po ostatnim zastrzyku świeżego kapitału od Saudi National Bank wprawdzie ustabilizowała się, jednak to nie powstrzymało inwestorów przed paniczną wyprzedażą akcji Credit Suisse, która doprowadziła do spadku wyceny o ponad 20%. W ślad za tym potaniały również dotkliwie akcje innych europejskich banków, takich jak np. UniCredit czy Societe Generale.
W środę wieczorem Szwajcarski Bank Narodowy (SNB) zadeklarował gotowość zapewnienia w razie potrzeby płynności Credit Suisse, co powinno znacząco uspokoić sytuację. W ramach zaproponowanej specjalnej linii kredytowej, SNB pożyczy Credit Suisse do 50 mld CHF. Warto zaznaczyć, że przypadek Credit Suisse jest dość odosobniony – bank ten prowadził historycznie działalność skoncentrowaną stosunkowo mocno w segmencie inwestycyjnym. Jest to istotna różnica względem pozostałych banków europejskich, które przede wszystkim zarabiają na obsłudze klientów detalicznych, co w praktyce przekłada się na poprawę ich rentowności w środowisku wyższych stóp procentowych. Warto też zwrócić uwagę, że europejski sektor bankowy podlega znacznie większym wymogom regulacyjnym niż banki amerykańskie, nie mówiąc już o tym jak duża przepaść regulacyjna dzieli je od amerykańskich banków regionalnych (SVB, Signature Bank itp.). Bardziej restrykcyjne wymogi regulacyjne sprawiają, że w europejskich bankach występują wyższe bufory kapitałowe, a także znacznie lepsze dopasowanie terminu zapadalności aktywów do pasywów. Zakładamy zatem, że środowa przecena, która dotknęła europejski sektora bankowy, może zostać w najbliższym czasie wymazana.
W bardzo trudnym otoczeniu przecena nie ominęła również polskiego parkietu. WIG20 stracił w środę 2,7%, mWIG40 2,9% a sWIG80 2,2%. W otoczeniu inwestorów uciekających chwilowo od ryzykownych aktywów, relatywnie dobrze zachowała się giełda amerykańska – S&P500 straciło 0,7%, a Nasdaq zakończył notowania na poziomie neutralnym. Wzrost awersji do ryzyka doprowadził ponownie do gwałtownego popytu na amerykańskie obligacje skarbowe. Rentowność 2-latek spadła do okolic 3,9%, natomiast na rynku terminowym stopy procentowej nasiliły się zakłady na obniżki stóp w drugiej połowie roku. Tymczasem aktualna wycena prawdopodobieństwa podwyżki o 25pb na marcowym posiedzeniu Fed oscyluje wokół 65%.