Po poniedziałkowych, rynkowych turbulencjach, wtorek przyniósł uspokojenie nastrojów. Rynki złapały oddech, pojawił się kolor zielony, który zagościł także na GPW. I chociaż nasz rynek prezentował się naprawdę mocno na tle innych parkietów, to i tak mały niedosyt po sesji pozostał.

Już przed startem notowań zanosiło się na to, że może to być to sesja odreagowania po ostatnich mocnych spadkach. Powiało bowiem optymizmem na rynkach azjatyckich, a dodatkowo widzieliśmy cofnięcie dolara. I faktycznie WIG20 zaczął dzień ponad 1 proc. nad kreską. Jakby tego było mało byki wcale nie zamierzały na tym poprzestawać. Dobre nastroje na światowych rynkach były idealnym pretekstem do tego, by podreperować chociaż trochę tegoroczne słabe stopy zwrotu naszych indeksów. Determinacja kupujących była tak duża, że w pewnym momencie indeks największych spółek naszego rynku zyskiwał prawie 3 proc. To czyniło nas bezapelacyjnym liderem wtorkowej sesji w Europie. Główne wskaźniki na Starym Kontynencie w najlepszym razie były ponad 1 proc. nad kreską. Wydawać by się mogło, że byki całkowicie kontrolują sytuację i nic nie jest w stanie im zagrozić. Rysy na tym sielankowym obrazie zaczęły się pojawiać, kiedy do gry zaczął wchodzić kapitał amerykański, chociaż pewnie bardziej trzeba to wiązać z danymi ze Stanów Zjednoczonych. Indeksy na Wall Street zaczęły bowiem dzień od wyraźnych wzrostów. Dane (indeks Conference Board) też okazały się mocne, ale to akurat nie jest dobra informacja dla rynków, szczególnie tych europejskich. Daje bowiem zielone światło do dalszych podwyżek stóp procentowych przez Fed, a to prowadzi do umacniania dolara, co jest z kolei niekorzystne dla takich rynków jak nasz. WIG20 w efekcie zaczął oddawać wzrosty.

Na szczęście wypracowana wcześnie przewaga byków była na tyle duża, że ostatecznie wzrosty udało się "dowieźć" do końca. WIG20 zyskał 1,8 proc. Mimo, że skala zwyżek na zakończeniu sesji nie była tak imponująca, jak w ciągu dnia to i tak nasz rynek zaliczył we wtorek najmocniejszy wzrost w Europie.

Sam fakt, że doszło do odbicia może oczywiście cieszyć, natomiast też nie należy na podstawie jednej sesji wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Wtorek pokazał, że nawet pojedyncza informacja, która może być przesłanką za dalszymi podwyżkami stóp w Stanach Zjednoczonych, może być wystarczającym pretekstem by zmienić obraz rynku. Tym razem skończyło się tylko na ograniczeniu skali wzrostów, ale w innych okolicznościach mogłoby to znów się źle skończyć. Sytuacja na rynkach pozostaje bowiem bardzo nerwowa i nie można o tym zapominać, nawet po takiej sesji jak tak wtorkowa.