Mieszanka zwątpienia w siłę amerykańskich spółek technologicznych, awersji do ryzyka, stanu pandemii w Chinach i wreszcie zbliżającego się posiedzenia FOMC połączyła się z prognozami nadchodzącej recesji w USA, której realność zaczyna pojawiać się już nie tylko w komentarzach analityków, ale również w danych makro. Z obowiązku należy jednak odnotować, iż na wielu rynkach zmiany indeksów nie były szczególnie dynamiczne, gdy o wynikach tygodnia w USA przesądziły sesje piątkowe, które odebrały głównym średnim wcześniejsze zwyżki. Dlatego też na zeszłotygodniowe spadki warto spojrzeć raczej przez pryzmat wcześniej obowiązujących trendów i załamania korekt fal spadkowych niż naprawdę nowych zmiennych, które rynki musiały w sposób skokowy uwzględnić w cenach. W istocie na zeszły tydzień na giełdach trzeba patrzeć przez pryzmat przesunięcia uwagi inwestorów ze strony spółek w stronę gospodarki i wejścia giełd w maj w kontekście spotkania z agresywną polityką Rezerwy Federalnej, która już w środę może ogłosić początek serii podwyżek ceny kredytu po 50 punktów bazowych i potwierdzić obawy rynku, iż wygaszanie inflacji będzie miało miejsce przez zgodę na pchnięcie gospodarki w recesję.
Dla równowagi należy odnotować, iż sezon wyników nie odszedł jeszcze w cień. Tylko w zaczynającym się właśnie tygodniu raporty kwartalne wyśle na rynek 150 spółek z indeksu S&P500, ale miejsca na wstrząsy tej skali, jakie powodowały raporty spółek Apple, Amazon, Microsoft, Netflix, Tesla, Google (Alphabet) czy Facebook (Meta Platforms) jest coraz mniej. Na pierwszy plan wybije się środowy komunikat FOMC i decyzja o podniesieniu ceny kredytu o 50 punktów bazowych z ryzykiem podwyżki o 75 punktów bazowych. Również ważne dla rynków będą prognozy członków FOMC wobec ścieżki zacieśnienia w polityce monetarnej. Na chwilę obecną rynek wycenia serię czterech podwyżek ceny kredytu po 50 punktów bazowych na czterech kolejnych posiedzeniach FOMC i wzrost stóp procentowych do 3,00 - 3,25 procent w końcówce grudnia. Wszystko, co będzie wykraczało poza ten scenariusz będzie zaskoczeniem. Naprawdę jednak sygnał czterech podwyżek ceny kredytu w maju, czerwcu, lipcu i wrześniu jawi się jako bardzo agresywny i będzie trudny do przyjęcia dla inwestorów w modelu innymi niż sprzedawanie faktów. Przyczyna jest stosunkowo prosta – tak zarysowana polityka FOMC będzie sygnałem, iż Rezerwa Federalna godzi się na powstrzymanie inflacji przez osłabienie rynku pracy i pchnięcie gospodarki w recesję.
W powyższym układzie sił podtrzymujemy nasze przekonanie, iż całość sprzyja raczej pogłębieniu przecen niż szukaniu powrotów indeksów na szczyty hossy. W istocie w zeszłym tygodniu główne indeksy wypełniły już nasze oczekiwania mówiące, iż trzeba liczyć się z testowaniem lutowych i marcowych dołków. Teraz dostrzegamy ryzyko dalszych przecen. Spadkom sprzyja wejście giełd w fazę roku, w której popyt zwykle koryguje swój optymizm z początku roku. Paradoksalnie tym razem wejście w maj i realizacja anomalii kalendarzowej znanej jako Sell in May napotyka problem w postaci bardzo słabego początku roku. Na chwilę obecną S&P500 ma za sobą najgorszy początek roku – liczony w układzie year to date – od przeszło 50 lat. Wydarzenie jest w pewnym sensie wyjątkowe, więc budowanie prognoz na czymś tak rzadkim ma swoje granice. Niemniej, właśnie ta słabość wskazuje, iż rynki pozycjonują się pod efekty agresywnej polityki Fed nie od tygodni, ale od miesięcy i wiele negatywnych scenariuszy jest już w cenach. W naszej opinii kwestią czasu jest, gdy na rynkach zacznie się pozycjonowanie pod kolejną zmianę w polityce Fed, a mianowicie pierwsze obniżki ceny kredytu w USA dzięki sygnałom, iż inflacja wchodzi w fazę szczytową, a gospodarka w okres spowolnienia, które nie będą mogły być ignorowane przez bank centralny.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ