Choć nastroje pozostają dobre, a napływające wiadomości są w większości korzystne, to bykom zdobywanie terenu idzie bardzo opornie.
Można odnieść wrażenie, że inwestorzy są przekonani o ograniczonych możliwościach tegorocznych zwyżek. W związku z tym wzrost notowań odbierają nie jako sygnał do dalszej aprecjacji cen, ale jako czynnik zmniejszający potencjał dalszego ruchu w górę. Dlatego tak często w ostatnim czasie niedługo po wyraźnych zwyżkach pojawiają się ruchy w przeciwną stronę. Takie zachowanie wzmacnia fakt, że trend boczny trwa już kilka miesięcy i dla inwestorów średnioterminowych to on jest dominującą tendencją. A ta skłania do krótkofalowych spekulacji, a nie liczenia na trwalsze ruchy rynku.
Przedłużający się trend horyzontalny osobom z dłuższą perspektywą inwestycyjną stawia wyzwanie, jakim jest rozstrzygnięcie tego, kiedy będzie można mówić o zakończeniu ruchu bocznego. O ile w niekorzystnym dla posiadaczy akcji przypadku jest to dość łatwe, to w przeciwnym razie trudność jest znacznie poważniejsza.
Silnym wsparciem wciąż jest 3-miesięczna średnia krocząca. Wzmacnia je poziom równowagi dla dziennego MACD, popularnego wskaźnika kierunku i siły trendu (jego przełamanie stałoby się sygnałem sprzedaży). Trudnym zadaniem jest natomiast wskazanie oporu, którego pokonanie pozwalałoby mówić o rozpoczęciu trwałej fali wzrostowej. Tu potrzebne jest bardziej intuicyjne podejście. Powinno się opierać na obserwacji zmienności notowań, która musiałaby się podnieść, by powstały szanse na utrwalenie ruchu w górę. Istotne byłyby przy tym duża szerokość rosnącego rynku oraz ponadprzeciętna aktywność inwestorów.
Upływający czas nie jest sprzymierzeńcem optymistów, jeśli pod uwagę weźmiemy jedną z dominujących w minionym roku koncepcji charakteryzujących zachowanie giełd na świecie. Chodziło o podobieństwa rozpoczętego w I kwartale 2009 r. ruchu w górę do wcześniejszych fal wzrostowych, jakie następowały po głębokich załamaniach na rynkach akcji i w gospodarkach.