Fatalne nastroje, jakie dominowały w poprzednim tygodniu, piątkowa silna wyprzedaż na Wall Street, przecena na tokijskiej giełdzie oraz zdecydowanie tracące na wartości surowce, to wszystko sugerowało głębokie spadki warszawskich indeksów. Szczególnie że wspólna waluta spadła wobec dolara do najniższego poziomu od kwietnia 2006 roku, wskazując na dalszy wzrost obaw o stabilność strefy euro.
W te słabe nastroje doskonale wpisał się wywiad prezesa Europejskiego Banku Centralnego dla "Der Spiegel", w którym ocenił, że aktualna sytuacja na europejskich rynkach finansowych jest najtrudniejsza od II wojny światowej, a niewykluczone, że i od czasu I wojny światowej. Jean-Claude Trichet porównał ją z tą po upadku banku Lehman Brothers. Stwierdził ponadto, że nadal utrzymuje się ryzyko zarażenia przez inne kraje "greckim kryzysem". Dodając, że może to nastąpić "radykalnie szybko".Pomimo tak dużej liczby podażowych czynników warszawskiej giełdzie nie tylko udało się uniknąć silnej przeceny, ale zdołała jeszcze zakończyć dzień wzrostem. To pozytywny sygnał.
Zwraca uwagę szczególnie to, że indeksowi dużych spółek kolejny raz udało się uciec spod przysłowiowej gilotyny, jaką stanowi na wykresie dziennym linia łącząca dołki z 10 lipca 2009 roku (1790,44 pkt) i 11 lutego br. (2173,25 pkt), czyli dołki dwóch poprzednich dużych korekt w ramach rozpoczętego w połowie lutego 2009 roku trendu wzrostowego.
Obecnie linia ta tworzy wsparcie na poziomie 2355 pkt.Dopiero jej przełamanie, potwierdzone przez wybicie poniżej zamknięcia z 7 maja br. (2336,99 pkt), będzie sygnałem do dalszych spadków, których celem może być lutowy dołek.
Wczorajsze zachowanie GPW, jeżeli zestawić je z sytuacją na wykresie indeksu WIG20, sugeruje, że pomimo utrzymujących się w ostatnich tygodniach nie najlepszych nastrojów, nie ma jeszcze atmosfery do dużych i długich spadków. Inwestorzy mogą liczyć, że zapoczątkowana w połowie kwietnia wyprzedaż akcji jest jedynie kolejnym przejściowym ruchem korekcyjnym.
