[srodtytul]600 tys. miejsc pracy odtworzonych, zostało… 7,8 mln[/srodtytul]
Pierwszy tydzień miesiąca to najważniejsze miesięczne dane makroekonomiczne z USA – aktywność i rynek pracy. Znaczenie tych pierwszych publikacji jest szczególnie istotne w okresach zmiany koniunktury, np. gdy kończy się recesja i zaczyna ożywienie. Wskaźniki ISM wiosną ubiegłego roku sygnalizowały początek ożywienia. Wskaźniki opisujące sytuację na rynku pracy mają znaczenie w późniejszej fazie ożywienia. Po pierwsze, pokazują one na ile poważnie firmy traktują ożywienie (jeśli traktują poprawę koniunktury jako przejściową, nie będą zwiększać stanu zatrudnienia). Po drugie zaś, są kluczem dla wzrostu dochodu gospodarstw domowych, poprawy nastroju konsumentów i w efekcie wzrostu popytu prywatnego. Mając to na uwadze, byłoby lepiej gdyby to rynek pracy zaskakiwał pozytywnie. Tymczasem stało się inaczej – ISM (choć w przypadku ISM dla przemysłu nadal był to trzeci kolejny spadek) były wyższe niż oczekiwał rynek, ale kolejne dane pokazały stagnację na rynku pracy.
Słabość rynku pracy w USA jest ewidentna w porównaniu z poprzednimi okresami recesji. Po recesjach z lat 74, 81/82 i 90/91 odrabianie straconych miejsc pracy w sektorze prywatnym zajęło zaledwie od 10 do 15 miesięcy, przy czym w pierwszych dwóch przypadkach spadki zatrudnienia były dość duże i wynosiły odpowiednio 4,2% i 3,5%. Nieco mniejszy (relatywnie) spadek zatrudnienia z lat 2001-2003 gospodarka obudowywała już przez 23 miesiące. W USA mówiło się wtedy o tzw. jobless recovery (ożywienie bez tworzenia nowych miejsc pracy), odpowiedzią Fed był długi okres luźnej polityki monetarnej i hossa na rynku nieruchomości stymulująca popyt prywatny. Tym razem w ciągu dwóch lat (2008-2009) zatrudnienie w sektorze prywatnym zmniejszyło się aż o 7,3%, najwięcej od 1945 roku, kiedy to wpływ na dane o zatrudnieniu miały jeszcze operacje wojenne. Mimo iż zatrudnienie rośnie już od 7 miesięcy, gospodarka nie odbudowała nawet jednej dziesiątej utraconych miejsc pracy. W tym tempie obudowywanie zatrudnienia potrwałoby jeszcze… 7,5 roku, czyli do końca 2017 roku!
Pomimo niezachęcających danych, rynki akcji nie chcą oddać lipcowych zdobyczy wynikających z dobrego sezonu wyników w USA, nawet biorąc pod uwagę, iż do realizacji zysków mogłaby skłaniać sytuacja techniczna. Notowania kontraktów na indeks Dow Jones są bowiem w okolicach styczniowych maksimów (10680 pkt.), podobnie jak notowania kontraktów na S&P500, które wcześniej muszą uporać się jeszcze z najwyższym poziomem z czerwca (1130 pkt.). Słabsze dane z USA powstrzymały byki w Niemczech, gdzie w minionym tygodniu kontrakty na DAX30 ustanowiły nowe tegoroczne maksima (6389 pkt.), jeśli jednak w USA nie będzie korekty, DAX może próbować iść wyżej, pomagając w próbie ataku na tegoroczne maksima kontraktom na WIG20.
[srodtytul]Rynki patrzą na Fed[/srodtytul]