Podobieństwo to polega nie tyle nawet na treści komunikatów FOMC w obu przypadkach, ile na zachowaniu amerykańskiego rynku akcji. Na początku listopada 2010 r. mijał 28 tydzień od ustanowienia pod koniec kwietnia 2010 r. cyklicznego szczytu indeksu. Przez ten okres na rynkach dominowała niepewność, a liczne głosy uznawały spadek z wiosny-lata 2010 r. za początek cyklicznej bessy. Te obawy zostały przełamane dopiero w pierwszym tygodniu listopada 2010 r., kiedy to po ogłoszeniu przez FOMC QE2 S&P 500 przekroczył poprzedni szczyt hossy. Nastąpiło to po ponad dwu-miesięcznej zwyżce od dołka z końca sierpnia 2010 r. Obecna sytuacja jest bardzo podobna. Od ostatniego szczytu S&P 500 poprzedzającego letnie załamanie (22 lipca 2011 r.) mija już 27 tygodni, a do ówczesnego poziomu brakuje już tylko 1,4 proc. W tym okresie na rynkach dominował pesymizm. Obecnie ewentualne pokonanie w ciągu najbliższych dni szczytu z końca lipca 2011 r. byłoby zapewne tym sygnałem, który ostatecznie rozwiałby nadzieje „niedźwiedzi" na powrót spadków. Paradoksalnie w listopadzie 2010?r. to właśnie wyjście S&P 500 na poziom nowego cyklicznego maksimum uruchomiło korektę. Okazała się ona jednak łagodna – w końcu potencjał wzrostowy wynikający z półrocznej dominacji pesymizmu był wtedy jeszcze znaczący – i nie przekroczyła 3,9 proc. Pod koniec listopada 2010 r. S&P 500 wznowił marsz w górę, który trwał do lutego-kwietnia następnego roku. Jeśli ta analogia jest poprawna, to po ewentualnym wzrośnie S&P 500 powyżej szczytu z 22 lipca 2011 r. (1345 pkt) na początku lutego i późniejszej łagodnej korekcie do połowy miesiąca (strefa 1261–1285 pkt wydaje się obecnie wsparciem niemożliwym do naruszenia) od końca lutego czekałaby nas kolejna 2,5–5-miesięczna fala zwyżek cen akcji.
W przypadku naszego rynku takie wsparcie „niemożliwe" do naruszenia znajduje się w okolicach poziomu 2200 pkt dla WIG20, co oznacza, że obecne ryzyko spekulacyjnych zakupów można oszacować na nie więcej niż 5 proc. Jak się wydaje na początku roku wśród krajowych inwestorów dominowało przekonanie o pogłębieniu spadków w pierwszym półroczu. Jeśli nowe szczyty w USA zachwieją tą pewnością, to ta grupa uczestników rynku „doważając się" powinna dostarczyć popyt przez kilka kolejnych miesięcy.
Zachowanie zarówno EUR/USD, jak i USD/PLN raczej potwierdzało optymistyczne założenia o zmianie trendów. Ostatnio, gdy dolar zmieniał trend na spadkowy po półrocznym okresie siły, to późniejsza zniżka trwała raz dziewięć, a raz ponad dziesięć miesięcy (luty-listopad 2009 r.i czerwiec 2010-maj 2011 r.).