Ubiegłotygodniowy odczyt ujawnił trzecią najwyższą w historii sondażu przewagę optymistów nad pesymistami (dwa porównywalne maksima ustanawiane były 3 stycznia tego roku i 15 marca 2012 r.) i nie trzeba było czekać, by przekonać się, że ten znak był wartościowym „kontrariańskim" sygnałem ostrzegawczym dla posiadaczy akcji.

Pretekstem do spadków okazało się wystąpienie szefa amerykańskiego Fedu, który zarysował plan zakończenia prowadzonej od jesieni 2008 r. polityki „luzowania ilościowego". Słowa Bernankego zostały odebrane jako zapowiedź najpierw zmniejszenia – począwszy np. od jesieni tego roku – skali miesięcznych zakupów (z obecnych 85 mld USD), a następnie – w połowie przyszłego roku? – całkowitej rezygnacji ze skupu aktywów. Rynki kapitałowe zareagowały na takie dictum wyprzedażą aktywów, ale osobiście sądzę, że ta reakcja będzie raczej krótkotrwała.

Do trwałej bessy na rynkach akcji potrzebne jest zwykle regularne zaostrzenie polityki pieniężnej i trochę czasu. I tak wycofanie się wiosną 2006 r. japońskiego banku centralnego z oryginalnego „quantitative easing" rozpoczętego latem 2001 r. doprowadziło do pęknięcia globalnej bańki kredytowej dopiero mniej więcej pięć kwartałów później. Po prostu między pojawieniem się impulsu monetarnego a trwałą reakcją rynków finansowych (nie mówiąc już o gospodarce) upływa zwykle sporo czasu. Tymczasem Fed na razie w ogólne nie wspomina o wycofaniu się z QE, to znaczy ze sprzedaży skupowanych od 2008 r. aktywów analogicznej do ruchu BoJ z 2006 r. Mowa jest jedynie o zakończeniu skupu i to dopiero w przyszłym roku. To moim zdaniem zbyt mało, by spowodować już teraz trwalsze negatywne skutki na globalnym rynku.

Można sobie natomiast wyobrazić scenariusz, w którym Fed nie zdąży latem przyszłego roku zakończyć skupu aktywów, bo na rynkach wschodzących wydarzy się „coś", co na tyle pogorszy perspektywy wzrostu w USA, że Fed ponownie poczuje się zobligowany do wznowienia QE. To oczywiście scenariusz przerabiany w latach 1997–1998, kiedy to wybuch kryzysu azjatyckiego, a później rosyjskiego zmusił ten bank do rezygnacji z zaostrzania polityki pieniężnej rozpoczętego w marcu 1997 r. Wczorajszy skok jednodniowej stawki CHIBOR (chińskiego WIBOR) do najwyższego poziomu od czasu kryzysu azjatyckiego (ponad 10 proc.), świadczący o drastycznym spadku płynności na tamtejszym rynku, z pewnością pasowałby to takiego „chinageddonicznego" scenariusza, który jednak osobiście lokuję dopiero w 2014 r.

Na naszym podwórku pomimo wyraźnej niezdolności naszej gospodarki do poderwania się do lotu (znowu ujemna dynamika produkcji pomimo 12-proc. wzrostu eksportu rok do roku), sytuacja na WIG wydaje się kopią tej z ostatniej dekady lipca ub.r. Ta analogia sugeruje, że w ciągu najbliższego tygodnia WIG zakończy korektę ostatniego wzrostu w okolicach 46 070 pkt, po czym zwyżka ulegnie wznowieniu.