Walory z indeksu MSCI Emerging Markets można kupić średnio za nieco ponad 10-krotność zysków prognozowanych na przyszły rok, czyli dużo taniej niż akcje z rynków rozwiniętych (prawie 15-krotność zysków). Teoretycznie takie promocyjne ceny powinny z czasem zaowocować wyższymi stopami zwrotu z akcji spółek z młodych rynków.
Tyle tylko że trudno powiedzieć, kiedy to miałoby nastąpić, bo największy czynnik ryzyka, czyli wygaszanie QE w USA, ma się dopiero zacząć materializować. Analitycy dość zgodnie twierdzą, że przykręcenie kurka z pieniędzmi negatywnie odbije się zwłaszcza na tych rynkach wschodzących, które uzależnione są od zewnętrznego finansowania.
Na to nakładają się czynniki lokalne. Weźmy przykład jednego z krajów BRIC: Brazylii. Rosnący deficyt budżetowy, wysoka inflacja, cała seria podwyżek stóp procentowych, a teraz spekulacje na temat degradacji ratingu kredytowego poniżej poziomu inwestycyjnego – wszystko to odstrasza kapitał, który odpływa z całego regionu Ameryki Łacińskiej. Podobny odpływ widać również w przypadku regionu EMEA, do którego przynależy Polska.
Pieniądze płyną zaś przede wszystkim na rynki rozwinięte. Czy rynki wschodzące zdążą powrócić do łask, zanim wygaszanie QE pogorszy globalną koniunkturę? Czasu na to jest coraz mniej.