Ale już sWIG80 aż 22,5 proc. Doskonałą passę kontynuują kluczowe rynki – S&P500 zyskał 8,6 proc., a DAX 16,4 proc. Minihossa rozwija się też w Turcji (ISE100 +16,5 proc.) i Rosji (+24,6 proc.). Na wczorajszej sesji najpierw mieliśmy do czynienia z korektą, ale po południu notowania poprawiły się po danych z amerykańskiego rynku nieruchomości. Odbiły się kursy PKO BP i Pekao, które w ostatnich dniach odpadły od szczytów minihossy.
A to wszystko dzięki... EBC. Grudniowy program LTRO zadziałał jak amerykańskie QE. Emocje opadły, ceny aktywów (akcji, surowców, obligacji skarbowych itd.) wzrosły. Ponadto na 29 lutego zapowiedziano LTRO2 o podobnej skali. Trzeba przyznać, że banki centralne są zdecydowanie bardziej skuteczne od polityków.
Oczywiście to wszystko już się wydarzyło, a nas najbardziej interesuje przyszłość. Czy wzrost jest dalej możliwy? No cóż, z prasami drukarskimi trudno polemizować. I wprawdzie w ubiegłym tygodniu pojawiły się informacje, że LTRO2 będzie już ostatnią taką operacją, ale chyba mało kto wierzy w takie zapewnienia. Skoro banki centralne z taką łatwością wpompowują setki miliardów dolarów/euro/funtów, to dlaczego miałyby się wzbraniać przed kolejnymi takimi działaniami w przyszłości, jeśli zajdzie taka potrzeba? Przykładowo: B. Bernanke tylko czeka na okazję, aby wystartować z QE3. Tylko dane płynące z amerykańskiej gospodarki jakoś nie dają pretekstu do tego, aby uruchamiać prasy po raz kolejny.
Czeka nas powtórka z hossy 2009–2011? Niewykluczone, ale wypada zachować dużą czujność. Skala wzrostów może być też odpowiednio mniejsza. Nie było bowiem tak silnego załamania na rynkach finansowych, jak w 2008 r. i globalnej gospodarce, jak na przełomie lat 2008/2009. Poza tym cały czas zachodzą różne negatywne procesy, które odbiją się czkawką w dłuższym terminie. Jakie? Po pierwsze warto spojrzeć na cenę ropy. Pnie się coraz wyżej. To jeden z negatywnych efektów ubocznych tego, co robią banki centralne, a także napiętej sytuacji na Bliskim Wschodzie. A coraz droższa ropa to poważne wyzwanie dla globalnej gospodarki.
Po drugie czas płynie, a kondycja wielu państw wcale się nie poprawia. Oczywiście możemy się przez jakiś czas cieszyć, że Włochy finansują się nie po 7 proc., ale po 5,5 proc., ale po chwili refleksji dojdziemy do wniosku, że na dłuższą metę nasza radość ma wątpliwe podstawy. Z każdym dniem długi rosną. Reform nie widać. Problem wróci. I nie da się go tak łatwo rozwiązać za pomocą pras.