Słabość ma źródła w dwóch czynnikach. Po pierwsze kruszec jest postrzegany jako „bezpieczna przystań", tymczasem rośnie apetyt inwestorów na ryzykowne aktywa, takie jak akcje. Po drugie złoto jest postrzegane jako zabezpieczenie przed inflacją. Na razie presji inflacyjnej w skali globalnej nie widać, nawet mimo ultraluźnej polityki pieniężnej czołowych banków.
Trudno powiedzieć, ile taki stan rzeczy może potrwać, ale wydaje się, że ogłaszanie „śmierci" złota jako inwestycji nie jest uzasadnione. To, że obecnie nie ma presji inflacyjnej, a rynki akcji systematycznie wspinają się na nowe szczyty, nie oznacza, że np. za rok nie będzie inaczej.
Historycznie złoto na dłuższą metę dobrze sprawdzało się jako uzupełnienie dla polskich akcji w portfelu. Dodanie złota z udziałem np. 10 proc. w portfelu pozwalało obniżyć roczne odchylenie standardowe stóp zwrotu z 26,4 do 23,5 proc., przy nieproporcjonalnie mniejszym obniżeniu średniej rocznej stopy zwrotu z 13,9 do 13,5 proc.
Historia podpowiada również, że okresy kiedy roczna zmiana cen złota była poniżej -10 proc., stanowiły dobry moment do akumulacji kruszcu. Tym razem roczna zmiana jest rekordowo nisko (-27 proc.). Być może zatem z długoterminowego punktu widzenia nadarza się okazja, by przezornie dodać troszkę złota do portfela.