Najbardziej namacalne efekty już widać – rentowność niemieckich dziesięciolatek zanurkowała w kierunku abstrakcyjnego poziomu 0,2 proc. Widać doskonale, że ocena atrakcyjności inwestycyjnej tego rodzaju papierów odeszła w cień – nabywcy kierują się zupełnie innymi motywami, licząc na to, że odkupi je od nich (drożej) EBC.

Innym namacalnym efektem startu QE jest dalsze osłabienie euro, szczególnie względem dolara, do czego dodatkowo przyczyniają się rosnące oczekiwania na podwyżki stóp procentowych w USA w połowie roku. Kurs EUR/USD zmierza w kierunku parytetu (1:1) – poprzednio był tam 13 lat temu. Wszystkie te zjawiska mają globalne konsekwencje. Jeszcze niższa rentowność obligacji będzie zachęcać inwestorów do poszukiwania stóp zwrotu na rynkach akcji, co może doprowadzić do dalszego wzrostu ich wycen. Bardziej skomplikowany jest efekt umacniania dolara. Zdecydowanie nie służy to amerykańskim akcjom – zbyt mocna waluta uderza w zyski eksporterów i może ograniczać tempo wzrostu całej gospodarki. Zwykle Fed nie zwraca uwagi na wahania kursu dolara, ale część analityków już sugeruje, że pod taką presją podwyżki stóp mogą się odwlec w czasie. Oczywiście co innego, jeśli chodzi o Stary Kontynent – będące efektem ubocznym QE osłabienie euro pomaga eksporterom.

Reasumując, polityka banków centralnych w niemałym stopniu wpływa na trendy na rynkach finansowych, więc jest to czynnik, który wymaga ciągłej obserwacji.