Tym samym dzień później nie trzeba było robić nic szczególnego. To nic szczególnego przyjęło postać niewielkich wahań cen. Za wcześnie wyrokować, ale z kilku względów warto przyjąć, że na polskim rynku może wkrótce dojść do małej fali spadków.
Pojawienie się korekty jest związane z faktem, że WIG20 poniedziałkową zwyżką faktycznie wyrównał poziom szczytu z ubiegłego tygodnia. To lokalne maksimum nie zostało pokonane. Czy to przejaw słabości kupujących? Myślę, że raczej świadomości, z czym wiązałaby się dalsza zwyżka cen. Wyraźne wyjście nad ubiegłoroczny szczyt oznacza wejście w strefę oporu, której górnym ograniczeniem jest maksimum z 2013 r. Ta strefa to przypuszczalnie silna bariera podaży. W końcu to górne ograniczenie ponaddwuletniej konsolidacji. Wybicie z tej konsolidacji będzie zatem wymagać znacznego zaangażowania. Tymczasem od połowy marca na rynku mamy do czynienia z szybkim wzrostem, który nie został przerwany żadną poważniejszą korektą. Czy można zatem liczyć na skuteczne przełamanie tej strefy oporu w biegu, bez fazy zebrania sił? Taka opcja wydaje się mało prawdopodobna. W związku z tym warto być gotowym na ewentualność pojawienia się fazy spadków cen, co samo w sobie nie byłoby niepokojące, a pozwoliłoby na wychłodzenie rynku i przygotowanie go do próby wyjścia z długoterminowego kanału bocznego.