Wydawało się, że jest to sygnał do rozluźnienia uścisku ekonomicznych wyrzeczeń, w jakim znalazła się ta najbardziej zadłużona gospodarka strefy euro. Teraz jednak ten sam MFW zaciska pętlę coraz bardziej, zapominając o własnych grzechach. Najwyraźniej politycy doszli do wniosku, że należy zakończyć ciągnący się już pięć lat dramat, który coraz bardziej przypomina tragikomedię, i wymusić bankructwo Grecji. W tym samym czasie europejskie instytucje zdają się stać z boku, umywając ręce od problemu. Prezes EBC stwierdził, że bank centralny zrobił i nadal robi wszystko, co w jego mocy, ale rozstrzygnięcie kwestii Grecji leży po stronie polityków, bo to oni ponoszą odpowiedzialność przed wyborcami. Z kolei kanclerz Merkel uznała, że bank centralny musi zwiększyć wysiłki w celu niedopuszczenia do rozprzestrzenienia się deflacji w Europie. Chyba nie zauważyła, że rynek sam przestał przejmować się wizją spirali spadku cen, pozwalając na wzrost rentowności niemieckich obligacji z zera do 1 proc. Jednocześnie przyznała, że kraje dzielnie wprowadzające reformy, jak Portugalia czy Hiszpania, nie mogą w pełni skorzystać z ich zbawiennych skutków ze względu na siłę wspólnotowej waluty. Zadziwiająca konstatacja po największym od lat osłabieniu euro, jakie miało miejsce od maja ubiegłego roku do kwietnia tego roku, przy którym ostatnia korekta wygląda niewinnie. W wypowiedzi tej nie padł też przykład Grecji, która przeprowadziła przecież znacznie bardziej bolesne zmiany niż pozostałe państwa. Symbolicznym ich efektem jest dwukrotna porażka piłkarskiej reprezentacji tego kraju z drużyną Wysp Owczych w eliminacjach mistrzostw Europy. Najwyraźniej kanclerz Merkel nie traktuje już Grecji jako części europejskiej wspólnoty. Czy przecięcie tego węzła gordyjskiego w jednoznaczny sposób stanie się momentem zwrotnym w światowej hossie i zatrzyma rodzące się powoli ożywienie w strefie euro? Moim zdaniem nie. Nie dokonał tego ani upadek Cypru, ani bankructwo Rosji z 1998 roku. Co prawda skala i czas trwania rynkowych perturbacji, jakie wiązały się z tymi wydarzeniami, znacząco się różniły, ale w obu przypadkach sprowadzały się jedynie do korekty dotychczasowego trendu, a nie jego zmiany. Europejską gospodarkę w dalszym ciągu wspomagać powinno słabnące, w obliczu nadchodzących podwyżek stóp w USA, euro. Natomiast na Wall Street wsparciem dla indeksów może się okazać najniższy od kwietnia 2013 roku, czyli upadku Cypru, poziom pozytywnych nastrojów wśród drobnych inwestorów.