Przedostatnia sesja tygodnia na warszawskiej giełdzie rozpoczęła się od zwyżki głównego indeksu. WIG20 wystartował 0,4 proc. powyżej środowego zamknięcia, co dawało nadzieje na kontynuację trwającego od poniedziałku odreagowania. Z godziny na godzinę poranna przewaga była trwoniona i ostatecznie WIG20 stracił 1 proc. i znalazł się na poziomie 2188 pkt. Wsparcie 2200 pkt zostało ponownie sforsowane, co zwiększa ryzyko zniżki do aktualnego minimum trendu, czyli 2158 pkt. Przebicie tego poziomu byłoby sygnałem sprzedaży o potencjale spadku do 2100 pkt lub niżej.
Przyczyną czwartkowej wyprzedaży była w głównej mierze słabość sektora bankowego, który jest tak naprawdę odpowiedzialny za cały, trwający od maja spadek. Późnym popołudniem traciły wszystkie banki wchodzące w skład WIG20 na czele z Pekao i PKO BP. Kiepsko radziły sobie również PKN Orlen oraz PZU. A skoro czwórka największych udziałowców indeksu (ich łączna waga w indeksie sięga 50 proc.) notuje spadki, to trudno sobie wyobrazić wzrost na WIG20.
Na pozytywne wyróżnienie w gronie blue chips zasługuje tylko Eurocash. Jego akcje drożały w porywach o 4,8 proc. do 41,94 zł. Zwyżka była prawdopodobnie reakcją rynku na dobre wyniki Biedronki za pierwsze półrocze 2015 r. Przypomnijmy, że popularna sieć sklepów spożywczych jest jednym z odbiorców Eurocashu.
Na szerokim rynku znakomicie radził sobie w czwartek Mabion. Akcje biotechnologicznej spółki drożały w porywach o 10,5 proc. do 59,9 zł. Tak wysoko notowania nie były od końca maja.
Rynkowe statystyki dla całej GPW wskazywały na lekką przewagę niedźwiedzi. Tuż przed zakończeniem sesji 40 proc. spółek notowało zwyżki, 42 proc. spadki, a akcje pozostałych nie zmieniły wartości. Pocieszający może być fakt, że wyceny papierów dziewięciu spółek osiągnęły roczne maksimum, a tylko trzech roczne minimum. Warto dodać, że obroty na całym rynku ledwo przekroczyły 700 mln zł.