Celem ataków terrorystycznych nie były kluczowe z punktu widzenia państwa i gospodarki obiekty, choć plan zdetonowania bomby na Stade de France, na którym przebywał prezydent Francji François Hollande – gdyby się powiódł – mógł zachwiać rządowymi strukturami decyzyjnymi. Wydaje się jednak, że to nie on, lecz chęć dokonania masowego mordu była głównym motywem terrorystów.
Poczucie niepewności wyraża się lekkimi spadkami na europejskich rynkach akcji, wzrostem zainteresowania obligacjami USA, zwyżką cen złota. Zwiększona liczba nalotów na Syrię powoduje wzrost cen ropy. Na rynku walutowym rośnie zainteresowanie walutami uważanymi za „bezpieczne przystanie", przede wszystkim dolarem amerykańskim i szwajcarskim frankiem, a nawet jenem, mimo opublikowania w Tokio słabych danych gospodarczych. Japonia znowu znalazła się w recesji.
Rynki żyją wydarzeniami we Francji, choć w miarę analizowania danych ich zainteresowanie sytuacją w Paryżu będzie słabło. Stan wyjątkowy i atmosfera strachu mogą spowodować zmniejszenie wydatków konsumpcyjnych, jednak konsekwencje dla gospodarki francuskiej będą widoczne – jeżeli w ogóle – w dłuższym terminie. Bardziej spektakularne będą skutki polityczne, co było widoczne podczas odbywającego się w Turcji szczytu G20, kiedy doszło do nieplanowanego wcześniej spotkania prezydentów Obamy i Putina. Tragedia we Francji stwarza okazję do odnowienia starych sojuszy i zawiązania nowych.
W poniedziałek Euroland opublikował dane o inflacji, a chwilę potem odbyło się publiczne wystąpienie szefa EBC Mario Draghiego. Tragedia w Paryżu nie powinna mieć większych konsekwencji dla polityki monetarnej kierowanego przez niego banku. Co więcej – wywołana nią niepewność na rynkach i tym samym większa skłonność inwestorów do zmiennych zachowań może być argumentem za zwiększeniem podaży pieniądza i poszerzeniem Quantitative Easing.