Od tego czasu sporo się jednak zmieniło. Fala ocieplenia na rynkach wywindowała amerykański S&P 500 o 12 proc. od dołka, a indeks rynków wschodzących (MSCI Emerging Markets) aż o 20 proc. (!). Sprawiło to, że wskaźniki takie jak popularny oscylator RSI zawędrowały dla odmiany do... strefy wykupienia.

Przegląd historycznych przypadków z ostatnich lat pokazuje, że stan wykupienia sygnalizowany przez RSI skutkował różnymi scenariuszami: (a) w najgorszym wariancie rychłym odwróceniem średnioterminowego trendu na spadkowy (jak w kwietniu 2015 r.); (b) jedynie krótkoterminowymi konsekwencjami polegającymi na tym, że w którymś momencie rynki znajdą się nieco niżej niż w momencie odnotowania wykupienia, ale potem hossa zostanie wznowiona (tak zdarzało się wielokrotnie na Wall Street w latach 2013–2014); (c) w scenariuszu optymistycznym hossą przy jednoczesnym wielokrotnym wychodzeniu i wchodzeniu RSI do strefy wykupienia.

Jak widać, próby znalezienia wspólnego mianownika na podstawie tych alternatywnych wariantów są dość karkołomne i z pewnością trudno byłoby o jednoznaczne, „twarde" stwierdzenia. Jeśli już wyciągać jakieś wnioski, to wydaje się, że z jednej strony stan wykupienia może oznaczać, iż to nie jest optymalny czas na zakupy akcji, a z drugiej – że nie ma też jednoznacznych przesłanek, by nagle ogołocić portfel z akcji już posiadanych.